Zostańcie do końca do notki!
Anastazja
stanęła w drzwiach wielkiego pomieszczenia. Przed nią rozciągały się setki
metrów kwadratowych metalowych płyt, stanowiących coś w rodzaju podłogi. Wielkie
skrzyni i kufry przeplatane były rurami gazowymi. Wokół krzątały się droidy,
które już kiedyś widziała, ale nie mogła sobie w tej chwili przypomnieć gdzie.
Na
podwyższeniu na końcu hali stał statek. Jego struktura była stara i zniszczona,
jakby dawno go nie używano. Coś jej mówiło, że już taki widziała w przeszłości,
ale znów nie pamiętała, kiedy.
Przemknęła
z łatwością przez halę, znajdując się przy statku. Platforma, na której stał,
miała przyczepione kilka dźwigni. Ness pociągnęła za jedną z nich, a plandeka z
trzaskiem ruszyła się. Droidy ruszyły spojrzały w tamtym kierunku, wywołując alarm.
Ale dziewczyna już zniknęła za pudłami z pociskami. Chwilę potem znalazła się
na powierzchni, a oślepiające światło, które odbijało się od śniegu, znacznie
utrudniało jej orientację.
Słyszała
znajomy głos. Ktoś tu był. Zamrugała kilka razy, aby otrząsnąć się z tego
wszystkiego. Zobaczyła… Nicolasa. Na sam jego widok zakręciło jej się w głowie.
Jakaś cząstka Ness chciała zemsty na nim. Zemsty, że ją porzucił.
–
Nico… – szepnęła ze łzami w oczach, wtulając się w pierś przyjaciela. On objął
ją i zaczął zadawać miliony pytań: jak się wydostała, czy wszystko w porządku,
czy dobrze się czuje i tym podobne, jednak Anaztazja nie słuchała. Wiedziała,
że zostało jej tak niewiele czasu. Coś niedobrego miało się stać za miesiąc.
–
Hej, Nessie. Nie płacz już, jest dobrze. – spojrzał jej w oczy, co na chwilę
pozwoliło dziewczynie nie myśleć o tym całym pozostałym bałaganie.
–
Gdzie jest reszta? – spytała.
–
Nie wiem. Ponoć poszli do Haruunów, ale teraz nie wiem…
–
Mam statek. Znajdziemy ich i lecimy na Ilum. May była tam z młodzikami. –
powiedziała stanowczym głosem.
– Ale
Alex, to było tak dawno temu! Wiesz, ile tu siedzimy?
–
Nienawidzę tej przeklętej planety. Zresztą, to nawet nie planeta. To baza Ora,
Vouxa i Scara. Nienawidzę ich! Zniszczyli wszystko! Całe moje życie! –
Wrzasnęła. Może nie była świadoma, ale w jej oczach płonął nieokiełznany gniew
i nienawiść.
–
Wiem, ale spokojnie. Jedi się tym zajmą…
–
Kto? Jedi? Te lenie? Myślisz, że im zależy? Nie zależy. A teraz lećmy, bo
droidy się wydostaną. Mój brat pozwolił mi wylecieć.
–
Co? Jak to? – zdziwił się chłopak.
Hero
była pewna, że nikt nie dawał jej pozwolenia, ale mogła spokojnie odlecieć.
Scar jej pomoże. Musi ocalić tych, którzy są ważni.
Wsiedli
do statku i wystartowali.
~***~
Mace
Windu przechadzał się powolnym krokiem po korytarzu Świątyni. Straty ostatnich
dni były ogromne – Coruscant pogrążył się w wojnie, Jedi było coraz mniej,
oddziały klonów nie dawały rady przy tylu droidach. Cywile ginęli, wojna
połykała planetę.
–
Pomoc sprowadzono od wszystkich członków Republiki, mistrzu. Wątpię, żebyśmy
byli w stanie zrobić coś więcej. Wojna zbliża się do końca, zbliża się nasz koniec.
– powiedziała Aayla Secura.
–
Weź ze sobą mistrza Fisto. Idźcie wysadzić ich główny reaktor w bazie CR-504.
Współrzędne przyślą wam klony. – odparł ze spokojem.
–
Z całym szacunkiem, ale nie możemy być tak obojętni. To sprawa wspólna, i
republiki, i całej Stolicy. – sprzeciwiła się.
–
Droga mistrzyni Securo, czyżby to nie było łamanie praw Jedi? Pośpiech, strach.
Nie tego cię chyba uczono.
Nie
odezwała się, najwyraźniej speszona. To dość dziwne zachowanie z jej strony,
ale Mace uznał, że dobrze, że się go boją.
–
Wykonaj rozkaz i skontaktuj się z kanclerzem. Zobaczymy , co da się zrobić.
Zaufaj radzie Jedi.
–
Ale ja przecież…
–
Prawdziwej radzie, moja droga.
~***~
–May
odetchnęła z ulgą, gdy już wszyscy młodzikowie wrócili cali. Udało się – był to
wielki sukces, a ona była dumna. Laurel była niesamowita.
–
Teraz odlatujemy, siostrzyczko? – odezwała się w końcu mała Solo.
–
Musimy czekać na rozkazy Yody. W stolicy mają bardzo niebezpieczną sytuację,
muszą… Chyba teraz nie możemy się narażać. – odparła.
–
A co tam leci? – May dopiero po chwili zorientowała się, że na niebie
zarejestrowano statek. Był stary i zniszczony, chyba ledwo leciał. Młodzikowie
zbiegli się i przykucnęli koło trzynastolatki. Nawet ten wnerwiający Evil teraz
zachował powagę.
–
Co tam się dzieje? – zmarszczył brwi.
–
Zobaczymy. To albo nasze wybawienie, albo wróg.
–
Ness! – May rzuciła jej się w ramiona, a dziewczyna nieco speszona odsunęła się
kawałek do tyłu. Przecież są przyjaciółkami… Może tamta była zbyt oszołomiona?
–
Wszystko ok? – spytała szesnastolatka, jakby nigdy nic.
–
Wszystkie młodziki mają kryształy. Możemy chyba wracać, jeśli tylko… – urwała,
gdy ujrzała, kto jeszcze przybył. – Nico!
Rzucili
się sobie w ramiona, na chwilę zapominając o wszystkim innym. Ta piękna chwila
nie mogła trwać długo, bo Ness westchnęła z niepokojem, rujnując cały
sielankowy nastrój.
–
Co tam nadlatuje? – spytała. Wzrok wszystkich spoczął na pikującym w dół statku
separatystów, który najwyraźniej pochodził sprzed kilku epok, bo wyglądał,
jakby chwilę temu trafiła go kometa.
–
Zdaje mi się, że mamy kłopoty.
Jednak
to nie były kłopoty. May ujrzała – o Mocy – zdrową i żywą Ahsokę, Obi-Wana i
Anakina. Byli w komplecie, co wydawało się tak niemożliwe, że na początku
wzięła ich za halucynacje. Ale skoro Anastazja też widziała…
–
Jesteście! I znaleźliście Ahsokę! Ale się cieszę… tak dobrze…
Pik, pik! – odezwał się komunikator
trzynastolatki. Mistrz Yoda.
–
Tak mistrzu? Możemy wracać! Odnaleźli Ahsokę i…
– Problem duży mamy, pomocy potrzebujemy.
Wracać teraz… Niebezpiecznie jest.
_______________________________________
Tak, prosiłam was o to, bo mam ważną informację... Z powodu szkoły mam teraz tak dużo zajęć, że po prostu nie wyrabiam się ze wstawianiem rozdziałów na wszystko... No i nie mam za bardzo motywacje do tego bloga... Dlatego: przepraszam, ale trochę mnie nie będzie. Nie zamykam bloga, ale robię małą przerwę. Po prostu mam jeszcze inne rzeczy do ogarnięcia. Mam nadzieję że te dwie czy trzy osoby, które to czytają będą wyrozumiałe. Z góry przepraszam i no. Do zobaczenia za kilka tygodni (miesięcy może...) <3
NMBZW!