Strony

środa, 28 grudnia 2016

Rozdział 50: "Egzamin życia"



Laurel kroczyła ciemnym korytarzem od kilku dobrych minut, a nie widziała końca. Wiedziała, że jaskinia podda ją próbie. Może to będzie próba cierpliwości? A może ta przeklęta grota ma zamiar ją zamknąć w sobie, ąz zamarznie? To byłoby nawet prawdopodobne, jednak niezbyt optymistyczne.
– Ech, wszystko będzie dobrze. Zaraz wrócę . Do May. Wiem, że dam radę… – Szeptała nerwowo. Nic jednak się nie działo – tylko coraz dłuższe ciemne drogi.
W pewnym momencie jednak stanęła. Znajdowała się na rozdrożu. Ale nie było to zwykłe rozdroże. Dobrze je znała – właśnie tak wyglądało wejście do kryjówki Vouxa na Onderonie. Jeden z tych korytarzy prowadził do jego siedziby, drugi – znacznie bardziej go lubiła – był drogą do zbrojowni. Co prawda znajdowała tam czasami martwe ciała więźniów, półżywych jeńców, ale i tak ten widok był znacznie przyjemniejszy niż tron jej dawnego pana.
Ale to właśnie w tym gorszym z korytarzy zauważyła biały blask. Tam mógł się znajdować jej kryształ. Oczywiście – to miała być ta pułapka. Próba.
Powoli zbliżyła się do wejścia. Lodowe ściany zmieniły kolor z białego na ciemnoszary. W tunelu zrobiło się cieplej. Dziewczynka poczuła się znowu jak bezradna siedmiolatka, poturbowana i zmuszana do okropnych rzeczy. Czuła zapach trupów.
Jej kroki były drobne i coraz trudniej było jej iść do przodu. Możliwe, że to przez tak wysoką temperaturę – było coraz cieplej. Możliwe, że bała się wracać do przeszłości. A co, jeśli to jedyne wyjście? Widziała już kryształ. Był na samym tronie Vouxa. Wokół panowała cisza, która przerażała ją jeszcze bardziej i była wprost wisienką na torcie dla całej tej sytuacji.
Była tu. Dotknęła kryształu – tak jak myślała był wbity w siedzenie. Spróbowała siłą – nie chciał wyjść. Co mogła zrobić?
Myśl, Laurel, myśl!
Jej mózg niestety odmówił współpracy. W tej chwili była sparaliżowana strachem i myślą, że może nie zdążyć stąd wyjść. Może zostać sama i zamarznąć…
Ostatni raz z całej siły pociągnęła za mały kryształ – udało się. Odetchnęła z ulgą, przyglądając się zdobyczy – był to błyszczący przedmiot wielkości mniej więcej małej marchewki. Zacisnęła dłoń i spojrzała za siebie. Teraz wszystko wyglądało inaczej – tunel był jasny, a ściany zrobione z lodu i śniegu. Temperatura opadła, a cała ta sceneria nory Vouxa jakby „została włączona”, gdy tylko Laurel wyjęła z tronu kryształ.
Niestety nie cieszyła się zbyt długo, bo jaskinia zaczęła się trząść , a grudy lodu spadały z sufitu. Oczywiście po wyciągnięciu jednego małego kryształ u całe pomieszczenie się zawali – jak w filmie „Zdobywca Coruscant”, który oglądała kiedyś z Hanem.
Pobiegła do wyjścia, a tuż za nią spadł wielki, lodowy blok, sprawiając, że ziemia pękła i w pewnym miejscu rozdarła się na pół. Solo musiała gnać przed siebie. Musi zdążyć.

~***~

Na twarz May wstąpił szeroki uśmiech, gdy Binni Ori, młody Gunganin, wybiegł z jaskini. W dłoni trzymał mały, świecący przedmiot.
– Brawo! Wygląda na to, że jesteś pierwszy. – wykrzyknęła, podbiegając do chłopca. – Teraz jeszcze tylko cztery osoby.
Evil podszedł do nich, obracając swój blaster w dłoniach. Wyglądało to bynajmniej nie przyjaźnie, a Binni postąpił krok do tyłu. Trzynastolatka przewróciła oczami, żywiąc ogromną nadzieje, że Laurel szybko tu przyjdzie i że ta głupia „współpraca” wreszcie się skończy.
– Straszysz go, Evil. – mruknęła.
– Kto, ja? Daj spokój, to jeszcze nic. Mój mistrz, jak nie wstanę na czas na trening, przybiega do mnie do pokoju z mieczem świetlnym. Wtedy…
– Kto jest twoim mistrzem? – Zmarszczyła czoło.
– Quinlan Vos.
Aha, to wszystko wyjaśnia. Ponoć jaki mistrz, taki uczeń, więc… May nie miała najmniejszej ochoty poznawać Vosa. Wystarczyło jej problemów – jakby to zebrać do kupy była na cholernym dnie. Nie mogła nic zrobić przez tą beznadziejną misję, martwiła się o Laurel, ale nie mogła jej pomóc, Ness i Nicolas wyruszyli na poszukiwania Obi-Wana i Anakina, Ahsoka nadal była nieznaleziona… To ją przerastało. I jeszcze ten Theed – chyba większego idioty nie spotkała. Działał jej na nerwy (jak Kai na Kelly… Musiałam dodać, Vanessa xDD) i najchętniej utopiłaby go w tej jego obrzydliwej czuprynie mokrych od śniegu blond włosów.

Następne pół godziny minęło zaskakująco szybko – Ori opowiadał May o swoich przygodach w jaskini, Evil poszedł zbadać teren (Dzięki, o Mocy!). Pojawiali się nowi adepci – swoje zadanie wykonało już troje z nich: Alla Undura i Keen Marus dołączyli. Nadal nigdzie nie było Laurel, co nieco niepokoiło Solo, ale cóż. Każdy ma swoje próby i musi jej przejść.
– Jesteśmy tylko we troje. Brakuje Laurel i Helen. – Zmarszczyła brwi Togrutanka Alla.
– Na pewno zaraz się pojawią – odparła uspokajającym głosem May, jednak w duchu denerwowała się jeszcze bardziej niż dzieci. W końcu miała siostrę – a teraz mogła ją stracić. Niezbyt przyjemne uczucie.
– May! – usłyszała za plecami i gwałtownie się odwróciła.
– Laurel! – Siedmiolatka wyglądała na bardzo zmęczoną, ale spełnioną. Jej biała kurtka miała kilka zaciągnięć, a sama dziewczynka kilka zadrapań, ale ogólnie nie było źle. – Tak się cieszę!
Przytuliły się mocno. Po chwili dopadli ją pozostali adepci, ściskając mocno.
– Została Helen. – mała Solo spojrzała z niepokojem na prawie całkowicie zamarznięty już wodospad. Młodziki byli zintegrowaną grupą i wzajemnie się wspierali, a odejście jednego z nich  byłoby wielką stratą dla całej grupy.
– Nie martwcie się, na pewno przyjdzie. – mruknął Keen, grzebiąc w śniegu. Nikt jednak nie mógł się z nim zgodzić, bo mimo młodego wieku rozumieli, że nic nie jest na pewno. Nie ma czegoś takiego jak przypadek.

~***~

Ness stanęła twarzą w twarz ze Scarem. Miała cel i plan. Nie zamierzała się bać i nie bała się sprzeciwić.
– Siostrzyczko, posłuchaj. To jest nowa era. Rozpoczniemy nową epokę – stworzymy imperium, któremu podporządkowane będą wszystkie planety w całej galaktyce! Będziemy niezwyciężeni. – zmarszczył czoło, jeszcze raz próbując wytłumaczyć Anastazji zyski, jakie będzie miała z przyłączenia się do Vouxa i jego.
– W takim wypadku będę działać w rebelii. Więcej – będę dowodzić rebelią. – odparła.
– Jesteśmy rodziną! – Mężczyzna złapał szesnastolatkę za ramiona, ale ta się wyrwała.
– NIE JESTEŚMY RODZINĄ. Mam ci przypomnieć, co się działo przez te szesnaście lat? Gdzie byłeś, kiedy cierpiałam? Gdzie byłeś, kiedy codziennie walczyłam o życie? Kiedy moja psychika była na skraju wyczerpania? Ukrywałeś się w swojej norze razem z tym durniem Vouxem. Dopiero gdy Jedi mnie znaleźli…
– To znaczy, że jesteś Jedi? – Jego oczy niebezpiecznie zabłyszczały.
– Skąd. Jedi mają porąbaną ideologię, z którą się w ogóle nie zgadzam. Ja idę swoją drogą. I pozwól mi decydować samej, co robię. Pozwalałeś mi na to przez szesnaście lat. Teraz mam prawo do podejmowania decyzji bez ciebie. – Wypaliła, zaciskając pięści.
– Voux – odezwał się Scar – Niestety nie mamy wyjścia. Przepraszam, Nessie. Nie chciałem tego robić, ale jesteś zbyt uparta.
Źrenice Alex powiększyły się dwukrotnie, a oczy zabłyszczały od łez. Czy oni chcieli ją zabić? A może torturować? Kto ich tam wie. Chciała się jeszcze raz spotkać z przyjaciółmi. Ale cz to jest w ogóle możliwe?
Jej rozmyślania przerwał straszliwy ból w ramionach. Metalowe maszyny ścisnęły ją niemiłosiernie w miejscu, gdzie znajdowały się bicepsy. Następnie została popchana przez długi korytarz o kamiennych ścianach. Nie pamiętała zbyt wiele – ból był zbyt przerażający, aby mogła skupić się na czymkolwiek innym.
Trafiła do dziwnego pomieszczenia...

____________________________
Wiem, że jestem okropna i kończę w takim momencie :D Wesołego Nowego Roku! Dziś mam dobry humor i słucham fajnych piosenek, więc może zdobędę trochę weny na nn xd Błędów nie chciało mi się poprawiać. 
NMBZW!

sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział 49: "Lód i śnieg"



Nicolas biegł przed siebie ze łzami w oczach. Jedyne, z czym stąd wyszli to smutek i nienawiść. Miał całkiem niezłą motywację, żeby wkrótce tu wrócić – Ness. Chyba oczywiste było, że nie zostawi tego w spokoju. Poza tym troje Jedi dostanie porządny ochrzan, choćby miał przez to stracić rękę. Co teraz pomyśli May? A Han i Laurel?
W oddali widział światełko dzienne.
– To chyba wylot na zewnątrz – odezwał się. Były to pierwsze słowa, odkąd pozostawili przyjaciółkę samą u wroga. Jego głos był zimny jak stal. Nawet nie próbował ukryć głębokiej urazy. W końcu to on był z Alex najbliżej. Byli jak rodzeństwo. A Anakin… Szczególnie Anakin zachował się jak ostatni idiota. Pomimo, iż spędzał z Anastazją tyle czasu na treningach. Obi-Wan był jak zwykle po stronie prawa i sprawiedliwości (lol, brzmi jak #PolskaPolityka). Może sercem był z dziewczyną, ale zasady zabraniały mu robić jakichkolwiek kroków w stronę „nielegalnej Jedi”.
Najmniej złościł się na Ahsokę, gdyż ona tylko patrzyła na wszystko ze smutkiem. Nie miała nawet na tyle sił, aby po prostu bronić Ness czy (oby nie) ją atakować. Nie do końca rozumiała, co się działo i była bardzo chora.
– Tak – odezwała się Tano słabym głosem. Wciąż podtrzymywała się na ramieniu Skywalkera. Jej odpowiedź również nie była zbyt optymistyczna. – Ale musimy o co…
– Spokojnie, Smarku. Już w porządku – Skywalker czule pogłaskał ją po policzku. Dane’a bardzo to zabolało. Zdawało się, że Wybraniec ma ważniejsze sprawy na głowie niż ratowanie przyjaciółki.
Po chwili znaleźli się prawie na powierzchni. Kenobi bez słowa wyłamał kratę włazową, po czym wszyscy wypadli na zewnątrz.
Coryor wyglądała zupełnie inaczej niż wczoraj. Nie była to już ciepła planeta z pięknymi polami zbóż. Zamiast tego łąki, lasy i inne równiny przykryte były białym puchem.
– To śnieg. – Zdziwiła się Togrutanka, rozglądając się dokoła i obejmując dłońmi swoje ramiona. Było zimno.
– jak to możliwe? – Szepnął Nicolas sam do siebie, mrugając powiekami. Planeta wręcz zdawała się oddawać stan jego duszy – zimny, lodowato szary i nieprzyjemny. Nie miał zamiaru opuszczać tej dziury Coryor bez Anastazji, ale nie przetrwają sami w taki mróz.
Ahsoka wyglądała na głęboko zamyśloną. Marszczyła brwi, próbując znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie dla tego zjawiska. Tyle, że logiczne wytłumaczenia nie zdarzały im się zbyt często. Dziewczyna nerwowo skubała rękaw szaty Anakina, który oddał ją swojej osłabionej padawance. Zastygli w ciszy, kompletnie zbici z tropu.
– Musimy tam wrócić. To jedyny sposób. – odezwał się w końcu Dane. Oczywiście jasne było, że mają milion innych opcji niż wracanie do podziemnych koszarów. Ale mu zależało na uratowaniu Alex. Nie pozwoli jej tak sobie po prostu umrzeć wśród jakichś bandytów.
– Nicolas, wiem, że chcesz uratować Ness. Ale ona wiedziała co robi. Przeznaczenia nie da się zmienić. Wybrała zdradę, za którą musi zapłacić. Mimo, że my chcieliśmy ją od tego ocalić i mimo, że daliśmy jej szansę. – Twarz Obi-Wana mówiła tylko tyle, że dopiero co zdał sobie sprawę z tego, co zrobili i powiedzieli szesnastolatce. Ton jego głosu brzmiał mniej więcej tak, jakby sam chciał siebie przekonać co do słuszności tych słów.
– Ale przecież ona nas nie zdradziła, do cholery! Ona tylko próbowała uniknąć czegoś, co i tak miało nastąpić! Poza tym zrobiła to dla ciebie, Anakin! Ty najbardziej chciałeś uratować padawankę Tano! A jej brat… Ten cały Scar… Po prostu ją szantażował. Przecież nie można powiedzieć, że Ness celowo oddała nas w ręce tych zbirów. Sama się poświęciła. To coś znaczy. Nie opuszczajmy jej teraz! Ja tu zostaję!
– Ale my nie. Rozumiem twoje rozdrażnienie, Nicolas, ale… – Wzruszył ramionami, jakby pokazywał, że są bezsilni.
– Musimy iść do domu Haruunów. – Ahsoka ledwo trzymała się a nogach. Tutaj jej, i TYLKO jej mógł przyznać rację. Tano musiała odpocząć. Ale Obi-Wan i Skywalker… Byli tacy jak wszyscy Jedi. Przestrzegali głupich zasad. „Pogódź się z tym”. Nicolas się z tym nie pogodzi i tam wróci.
– Idźcie. Ja zostanę. Znajdę Alex i wrócę z nią na Coruscant. A wtedy wy będziecie winni. Przykro mi. – Urwał na chwilę, a następnie podniósł wzrok na Wybrańca. – Jakbyśmy nie wrócili… Nie zapominajcie nas.
Ich miny wyglądały mniej więcej tak, jakby właśnie zobaczyli samobójstwo Dane’a, ale byli bezsilni.
– Dobrze. – szepnął tylko Kenobi. Po chwili oddalili się, ginąc w śnieżnej zamieci.
Znajdzie ją. Nic nie jest niemożliwe.

~***~

May podrzucała swój miecz świetlny. Od kilku godzin nikt nie wynurzał się z jaskini. Zaczynała się martwić o siostrę. W końcu niełatwo jest rozwiązać zagadki tego miejsca. Evil Theed grzebał coś w śniegu nieopodal. Nie mogła nie powiedzieć, że nieźle działał jej na nerwy. Ten gość zabrał jej zadanie. W dodatku wystawił ją na pośmiewisko młodzikom. No jeszcze te włosy – matko, kiedy on ostatnio się czesał? Że niby co, on był Jedi? Wyglądał raczej jak śmietnik.
No i jeszcze Yoda kazał im współpracować. To było naprawdę irytujące. Niemniej jednak musiała się pogodzić z rzeczywistością. Radę nie bardzo obchodziło zdanie dziewczyny.
– Nad czym tak myślisz?
Solo aż podskoczyła z wrażenia. Nad nią stał właśnie Evil.
– Nad tym, że nie przydam się tobie do niczego po zawale. – mruknęła, wzdychając ciężko. Przypomniało jej się, jak Kenobi opowiadał jej o Quilan Vosie – mistrzu, który lubił zaskakiwać, straszyć i przyprawiać o gęsią skórkę. Mimo to był jednym z najbardziej niezwykłych Rycerzy Światła. Mimo to nie było jej do śmiechu.
– A więc jesteś padawanką mistrza Kenobiego? – Zaczął temat. May już wiedziała, czym to się skończy. ROZMOWĄ.
– Nie. To znaczy tak! Muszę iść. – Uciekła.

~***~

Ness stała ze spuszczoną głową i wpatrywała się w ziemię. Otaczały ją mury zrobione ze starej, czerwonej cegły, więc wnioskowała, że znajduje się w starszej części „bazy”. Pod jej stopami piasek pocierał się o byle jak wylany beton. Nie słyszała nikogo i niczego. Wzdychając ciężko opadła na ziemię i zamknęła oczy, zanurzając się w mocy. Widziała wokół siebie skupiska jej mrocznej strony – zło, cierpienie, ból. Udręka, na którą sama siebie skazała… Otaczała ją. Nie potrafiła z nią walczyć – tęsknota za przyjaciółmi odbierała jej nadzieję.
Nadzieja jest najsilniejszą bronią.
Stracić nadzieję – stracić wszystko. A jednak… Na końcu głowy coś podpowiadało jej, że ma po co walczyć. O co i dla kogo. Nicolas, May, Laurel i Han. A nawet dla Anakina, Ahsoki i Obi-Wana, którzy ją porzucili. Wybaczenie było kluczem do przetrwania. Jeśli nie wybaczysz, chęć zemsty zje cię od środka i wyniszczy umysł. Teraz to wiedziała.
Przybyła na Coruscant jako małomówna, niedoświadczona i nawet poniekąd niecywilizowana  dziewczyna. Obiecała sobie, że powróci tam drugi raz i pokaże im wszystkim, że potrafi. Będzie to jej druga szansa: pierwszą po części sama sobie zabrała.
– Załatwię to po mojemu. – mruknęła pod nosem. – Coś wykombinuję.

______________________________
Od razu ogłaszam, że błędó nie sprawdzałam, bo chciałam się wyrobić w sobocie. Jest! :D Co prawda dwa tygodnie później, ale... No nic xD
 WIDZIAŁAM ROUGE ONE! Powiem szczerze, że cały film mnie bardzo zaskoczył - ukazał świat SW z zupełnie innej perspektywy. Jest to animacja o poświęceniu i przyjaźni - naprawdę polecam (nawet tym, którzy nie oglądali Gwiezdnych Wojen). W dodatku wielkie wyrazy szacunku dla charakteryzatorów itp.: postaci wyglądały niemalże tka samo jak w :"Nowej Nadziei" :). Jakie są Wasze opinie o R1?

Dedykacja dla Sue :)

NMBZW!

sobota, 3 grudnia 2016

Rozdział 48: "Rany"

Dziś prosiłabym o wyłączenie muzyczki z playlisty i kliknijcie TO.

One day when the sky is falling,
I'll be standing right next to you,
Right next to you.
Nothing will ever come between us,
'Cause I'll be standing right next to you,
Right next to you.

– Nessie! Co za miłą niespodzianka! Wykonałaś dokładnie wszystko, o co cię prosiłem! – Zza rogu wychylił się mężczyzna. Miał nawet przystojną, ale ostrą twarz o kamiennej minie. Jego duże, srebrne oczy lśniły w świetle sztucznych latarni.
Anastazja Alex Hero wybałuszyła oczy. Jej serce przyspieszyło bicia. Myślała, że uda się im bez takich incydentów… Co teraz zrobi? Jak się wytłumaczy? Oczywiście, nie miała na celu  uwięzienia tu przyjaciół. Przyleciała w jednym, konkretnym celu – po Ahsokę. Jedyną drogą do tego było posłuchania wskazówek Scara. Ale co, do cholery, jej uderzyło do głowy, aby słuchać tego zdrajcy?! To, że płynęła w ich żyłach ta sama krew oznaczało tylko to, że kiedyś byli ze sobą złączeni pewnymi więzami. Nie uznawała tego potwora za swojego brata. Otworzyły jej się oczy i zrozumiała, jak naiwna była, sądząc, że wszystko pójdzie łatwo. Ten drań ją najzwyczajniej w świecie przechytrzył i wykorzystał. Obrócił bieg wydarzeń tak, żeby wszyscy myśleli, że to ona jest zdrajczynią. Chcieli ją teraz sprowokować i zmusić do tego, aby się wyparła. To było tak idealnie przemyślane. Uknute, wręcz można by powiedzieć.
Obi-Wan wpatrywał się w Ness wielkimi oczami. Tak samo Anakin, Ahsoka i on… Nicolas. Nie… To miało być inaczej. Ale przecież nie jej winą była ta zasadzka.
– To nie moja wina. Kłamiesz – Głos jej się łamał, ale starała się ze wszystkich sił starała się brzmieć pewnie. Nie udawało się. Możliwe że dlatego, że czuła się winna.
– Ja? Nie śmiałbym. Nasza umowa była jasna: powiem ci, gdzie jest Ahsoka, a ty przyprowadzisz mi resztę tych tu. – Wskazał palcem na pozostałych towarzyszy.
Stojący obok Voux wzruszył ramionami z rozbawieniem na twarzy. Wyglądał, jakby ta sprawa zupełnie go nie interesowała. Jakby stał tam z przymusu, który beznamiętnie znosił.
– Ness… Co on bredzi? – zaniepokoił się Wybraniec. Dziewczyna milczała. – Odpowiedz, Alex! Jesteś… Po ich stronie?
Cisza.
– Anastazja, jesteś zdrajcą czy szpiegiem?! – Wybuchnął w końcu Anakin, tym samym „wbijając szesnastolatce nóż w plecy”. Po jej policzku potoczyła się jedna łza, ale twarz miała nadal kamienną. Drżała. Zacisnęła dłonie w mocne pieści.
– Czyli nas zdradziłaś… A może nawet nigdy nie byłaś z nami? – Mruknęła Ahsoka, której twarz na powrót zbladła i zmarkotniała.
Nikt się nie odezwał. Nawet Voux i Scar stali z założonymi rękami, mrugając tylko powiekami.
– Ja nie chciałam… – Wykrztusiła z siebie młoda uczennica Skywalkera. – Nigdy bym was nie zdradziła, i…
– ALE TO ZROBIŁAŚ! A JA CIĘ UCZYŁEM! CHCIAŁEM! ŻEBY NIE ZMARNOWAŁA SIĘ TWOJA MOC! A TY… Ty… – Kenobi przerwał mu ostrym wzrokiem.
– Nie zdradziłam was. Po prostu Scar obiecał mi, że jak mu pomogę, to odnajdziemy Ahsokę… Ale nie chciałam, aby tak to się skończyło! Mieliśmy uciec i nigdy nie wracać na tą przeklętą Coryor. – mówiła cichym, zranionym i pełnym bólu zapłakanym głosem. Było to tak żałosne i smutne, że na samą myśl chciało się płakać.
– Knułaś za naszymi plecami… Jak mogłaś? Jesteś potworem! Ahsoka ledwo żyje, a ty skazałaś nas WSZYSTKICH na niewolnictwo i tortury!
– NIE! – wrzasnęła z głębi siebie. Nie mogła słuchać głosu Anakina. Słowa te pozostawiły rany w jej sercu już na zawsze. Blizny. Wykrzyczał jej prosto w twarz rzeczy gorsze, niż przeżyła na powierzchni Coryor. Gorsze niż śmierci Babci Miss. Gorsze niż codzienne ucieczki przed wilkami i mroczna przeszłość. Podobno znalazła rodzinę, dom. Ale czy takie zachowanie ich trojga świadczyło o rodzinnej miłości? O wspieraniu się, o pomocy? Nie. świadczyły jedynie o wypełnieniu tych cholernych reguł Jedi, przestrzeganiu „Kodeksu”. Kodeks był, krótko mówiąc, wielkim kłamstwem. Zasady były narzucone, bo "Rycerze Światła" bali się. Bali się własnych słabości i uczuć, a chcieli je ukryć. Ale to świadczyło tylko o jednym – o ich własnej tchórzliwości.
– Nie zdradziłam.  Chciałam dobrze. Wierzyłam, że nam się uda. Ale teraz nie ma znaczenia. Wiem, co trzeba zrobić. – powiedziała łamiącym się głosem, po czym zwróciła się do brata. – Scar Hero, jesteś moim bratem? Przysięgnij, że mówisz prawdę.
– To prawda, Alex. Przysięgam. I nie pozwolę, żeby coś ci się stało. Ale oni nie mogą zostać na wolności. Zagrażają nam. – Wyciągnął rękę w stronę szesnastolatki, ale odtrąciła ją.
– Nie ma żadnych „nas”. To, że jesteśmy rodzeństwem jest tylko jakimś niewiarygodnym pechem. Nie będę z tobą współpracować. I do końca będę po stronie… – Zawahała się. Nie mogła w tym momencie powiedzieć, że po stronie Jedi. Po prostu nie mogła. Jedi potrafili ranić gorzej i boleśniej, niż tylko tymi swoimi mieczykami świetlnymi. – Nico, May, Laurel i Hana.
To zaskoczyło Obi-Wana, Tano i Wybrańca do granic niemożliwości.
– Ale wiem, że nie ma wyjścia, i jeśli nie dotrzymam słowa powybijacie moich towarzyszy. Mam więc dla was propozycję. – Podniosła wielkie i błyszczące oczy. – Weźcie mnie. Obiecuję… Przysięgam, że zrobię wszystko, co każecie, tylko puśćcie Nicolasa, Ahsokę i mistrza Kenobiego wolno. Nie zabijajcie ich.

Nicolas nie odzywał się. Nie mógł uwierzyć w to, co się dziele. Był pewien, że Ness ich nie zdradza. Dałby swoją głowę. Ale gdy powiedziała ostatnie słowa, serce rozerwało mu się na pół. Jego przyjaciółka była cudowna. Poświęciła się dla nich. Chciała sama siebie skazać na śmierć powolną. Bo siedzenie tu codziennie było po prostu umieraniem. Tęsknota. A w dodatku słowa Anakina. Jak mógł coś takiego zrobić? Anastazja miała delikatne uczucia. Wiedział, co się stanie. To zostawi na jej sercu nieodwracalną dziurę.
– Nessie, nie rób tego. Nie damy rady bez ciebie… – odezwał się.
– Dacie radę. – wymamrotała, chyba bardziej przekonując siebie niż Dane’a. – Pamiętaj o mnie.
To, co zdarzyło się w następnej chwili było niesamowite. Oddech Alex po prostu zwariował, a dziewczyna pobiegła w głąb ciemnego korytarza. Nawet nie czekała na odpowiedź Vouxa i Scara. Nic.
– Macie dwie sekundy, żeby stąd zjeżdżać. Inaczej – I Hero wykonał gest uderzenia pięścią o otwartą dłoń. Nie trzeba było im tego powtarzać. Wskoczyli do szybu wentylatora, który – nie wiadomo skąd, ale byli pewni – prowadził do wyjścia.
Nicolas otarł łzę z policzka. Przysiągł w duchu, że wróci tu i powie Ness to, co próbował powiedzieć już od tak dawna…
Potem biegł przed siebie, już myśląc, jak się zemścić i odbić przyjaciółkę.

_________________________________

Cześć. Jak widać to jest chyba najsmutniejszy rozdział, ale jest też bardzo ważny. Tu zaczyna się ten cały bałagan z głównym wątkiem :D
Jak podoba Wam się piosenka? Mi bardzo, ale każdy ma swój gust. Napiszcie w komentarzu, co o tym myślicie :)
ozdrawiam i do zobaczenia za tydzień ;)
NMBZW!
Dedykacja leci do Emily, wiesz czemu <3

niedziela, 27 listopada 2016

Rozdził 47: "Razem"



Czułam tylko przerażający ból i to na nim się skupiłam. Serce rozdzierały wspomnienia, bo wiedziałam, WIEDZIAŁAM, że to koniec. Jeszcze jeden raz spróbuję… Nie. Nie umiem. Mój oddech stał się nierówny, przerywany kaszlem. Anakin… Mój ukochany starszy braciszek, którego tak kochałam. Tak, kochałam go, mimo, że by Jedi. Kochałam jak brata i nigdy bym go nie opuściła… Wiedziałam, że by mi nie wybaczył… Ale teraz to nie zależało ode mnie. Mój organizm po prostu nie wytrzymywał.
Lux. Teraz mogłam bez zarzutu i wahania powiedzieć – kochałam go. Był taki uroczy… Złościł się na mnie milion razy na minutę, z wzajemnością zresztą, ale i tak połączyło nas coś niezwykłego… Dałabym wszystko, żeby móc się z nim spotkać.
Bariss. Przyjaciółka, która nigdy mnie nie opuściła. Pomagała. Tak różna, a zarazem tak podobna do mnie. Ona – oaza spokoju, rozwagi i dobroci.
Obi-Wan Kenobi. Mój niedoszły mistrz, który czasami był mądrzejszy niż Anakin i to jego słuchałam.
Łzy same zbierały mi się w oczach. Spływały strumieniami po moich policzkach, tworząc wąskie czyste ścieżki na mojej skórze. Co za durnie mnie porwali? Po co…
Czy tylko miałam zwidy, czy jasne światełko w mojej celi zgasło? Albo nie… Coś je zasłoniło. Ktoś. Sylwetka młodej dziewczyny. Nie…
AHSOKA! ODBUDŹ SIĘ, POTRZEBUJEMY CIEBIE! – Jej słowa docierały do mnie jak przez wodę, ale moje serce jakby posłusznie przyspieszyło bicia. Nie zdołałam wykrztusić słowa, ale Anastazja zrozumiała z moich gestów, że chcę jednego – jedzenia i wody. Nawet odrobinkę. Cokolwiek, byleby nie głodować.

*Tano wyglądała gorzej niż wychudzony i poturbowany Yoda. Jej Lekku były tak brudne i zakurzone, że ledwo dojrzałam różnicę między białym i niebieskim. Oczy miała zamknięte, ale gdy nawet lekko je uchyliła, można było dostrzec czerwony odcień. Schudła z sześć kilogramów, a przecież i tak miała niedowagę.  Jej ramiona przypominały patyki, usta miała wyschnięte i popękane. Ubrania były porwane, a przy pasie widniał pusty pas na miecze świetlne.
Poruszyła się, dając mi jakieś znaki. Oszołomiona po chwili przypomniałam sobie o ludzkim świecie i spróbowałam odczytać ruchy przyjaciółki.
Otworzyła usta, dotykając się prawą ręką w miejsce, gdzie znajdował się żołądek. Była głodna. Szybko wyjęłam coś z kieszeni – był to akurat zwykły, chrupiący kawałek ciastka, ale Tano zjadła go w dwie sekundy. Widząc, jaka bardzo jest głodna zaczęłam szukać po kieszeniach. Była tam moja kanapka – była! Byłam przekonana, że zgubiłam ją podczas ćwiczeń wczoraj, ale ona nadal spokojnie, w siateczce, spoczywała w mojej kieszeni.
– Ahsoka, dobrze cię widzieć… – wyjąkałam tylko, patrząc, jak twarz Togrutanki nabiera kolorów. Szlag. Że też nie wzięłam wody.
– Nessie… uciekajmy stąd – odezwała się po raz pierwszy. Jej głos sprawił, że znów uwierzyłam naprawdę, że jest z nami. Że żyje. Ale to nie koniec… Ahsoka wyglądała bardzo źle. Musiałam ją jak najszybciej stąd zabrać. Włączyłam swój komunikator i wyszeptałam:
Anakin, mamy ją. – Mówiąc to sama przekonywałam wciąż siebie. – Idziemy do was. Czekaj… szyb wentylacyjny AAS-863bUil. Trafisz bez problemu (to brzmi jak ironia… XD). My jakoś damy sobie radę
Młoda padawanka była zaskakująco lekka, więc Anastazja bez problemu ją uniosła i wskoczyła do dziury zrobionej niedawno. O dziwo nikt nie zorientował się, że było włamanie. Alex wiedziała jednak, co knuje jej brat i miała ogromne wyrzuty. Przecież chodziło o to, żeby ich złamać. Żeby dali się złapać. Co teraz będzie?
Nie. Nie pozwoli sobie na to. Nie będzie teraz myśleć o porażkach. Jakoś to wykombinuje i dotrze do celu. Czuła oddech przyjaciółki. Dla niej przejdzie przez te głupie tunele. Dla niej wygra tę bitwę z czasem i z przeciwnościami.
– Daleko jeszcze? – sapnęła.
– Niedaleko. Zaraz spotkamy się z Nicolasem, Anakinem i Obi-Wanem.
Biegła szybciej. Z oddali słyszała czyjś zdyszany głos. To oni, była pewna.

– Smarku! – Skywalker podbiegł i delikatnie wziął na ręce swoją padawankę. Ahsoka wyglądała strasznie, po prostu strasznie. Mimo to z trudem uniosła ręce i przytuliła się do swojego mistrza. Tak po prostu, od serca. Jako siostra, przyjaciółka. Obi-Wan zbladł.
– Musimy dać jej jeść i pić… – Powiedział, jakby właśnie zobaczył ducha. Bo w pewnym sensie Tano wyglądała jak duch – okropnie zmordowany duch.
Bez dłuższego jednak zastanawiania się wygrzebali z kieszeni i plecaków wszystko, co mieli do jedzenia i picia. Ahsoka rzuciła się na to jak opętana. Jadła i piła, aż zostały jedynie jakieś drobne resztki.
Siedzieli w szybkie wentylacyjnym przez godzinę. Ale nikt nie sprzeciwiał się prośbom dziewczyny, wszyscy cierpliwie czekali na skończoną ucztę. Ahsoka podniosła się do pozycji siedzącej i wzięła kilka oddechów. Nabrała kolorów.
 – Nawet nie wiecie, jak dobrze was widzieć. – Tano wtuliła się we włosy Ness i popłakała się. Były to czyste łzy szczęścia, niosące za sobą wiele cierpień. Obmyły twarz szesnastolatki, tak ak i obmyły jej duszę z drastycznych przeżyć.
– Nam też potwornie cię brakowało, Smarkusiu… Ale nie możemy tutaj dłużej zostać. Prędzej czy później nas znajdą… – Skywalker z trudem powstrzymywał łzy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co mogło spotkać Ahsokę. Co mógł stracić. Ale co odzyskał.
– Dobra, nie ma co się tak teraz rozklejać, chodźmy dalej. – odezwał się – dotychczas milczący – Nicolas. On jako jedyny pozostał prawie że niewzruszony. Ta postawa dziwiła Ness, ale co mogła zrobić?
Ruszyli w stronę wyjścia. Na szczęście jedynie Anakin musiał się schylać, bo sklepienie było dość wysokie. Podmuch zimnego, martwego i sztucznego powietrza nie pomagał i czynił tę wycieczkę drażniącą. Metalowe ściany odbijały światło dzienne, co oznaczało, że zbliżali się do wyjścia.
W pewnej chwili ukazały im się kraty wentylacyjne, które młodszy Jedi przeciął mieczem świetlnym. Oślepiło ich sztuczne światło lampek w suficie. Pierwszy wygramolił się Wybraniec, za nim Kenobi, Nicola i Ness z Ahsoką, która podtrzymywała się na ramieniu dziewczyny. Wzięła głęboki wdech. Tak dawno nie była na tak świeżym powietrzu. Teraz była przekonana, że cele więzienne znajdowały się co najmniej kilka pięter niżej niż te korytarze. Czuła to w ciśnieniu. Głowa ją strasznie bolała, ale nie było czasu na jakiekolwiek głupoty. Musieli iść do przodu.
I tak też było. Tylko nie do końca tak, jak chcieli. Oczywiście coś musiało ich zatrzymać. Togrutanka zwątpiła, czy kiedykolwiek stąd wyjdą.


_____________________________
Iiiiii... Od razu ogłaszam, że nie chciało mi się poprawiać błędów. Rozdział wyszedł nawet nawet i jest dość ważny, bo to, co teraz się tu pojawia to istotna część fabuły. Powiem szczerze, że nie miałam w osatnich kilku dniach weny i zamiast pisać uczyłam się i czytałam Książki (tak, z wielkiej litery). Polecam bardzo !II część Magnusa Chase - Młot Thora. Świetna książka :D
Tutaj chciałam poprosić wszystkich, którzy czytają o komentarz. Nawet o zwykłą krokę. Chciałabym po prostu wiedzieć, czy jest dla kogo pisać i czy komuś podoba się jeszcze moje opowiadanie. Nawet najmniejsza kropoka od anonima - każdy komemntarz to motywacja, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy :).
Niech Moc Będzie z Wami!

*Pisane z perspektywy Ness