Strony

niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział 52: "Rozdwojenie jaźni"



Idź przed siebie, bądź pewna. Słuchaj się swojej intuicji, instynktu. Masz zadanie do wykonania. Nie myśl o tych, którzy cię porzucili, jak o przyjaciołach. Zemścij się, jesteś tego warta. Jesteś ponad Jedi. Jesteś ponad Sithów. Jesteś ponad politykę. Ponad dyktatorów, urzędników, cywilów. Masz tylko jednego pana.
Nie, coś tu nie gra.
Nie, to nie jestem ja. Mam na imię… Właśnie, jak ja mam na imię? Przecież pamiętam. Tak, Anastazja Hero. Ness.
Uderzyła się dłonią w twarz, przywracając resztki świadomości. Musiała być wcześniej w jakimś transie, bo niewiele pamiętała. Obraz przed oczami powoli się jej wyostrzał. Znajdowała się w dość sporej grocie, w której podłoże stanowiła mokra glina. Ściany chyba były zrobione z kamienia, ale ciężko było stwierdzić.
W jej mózgu kotłowały się jakby dwie osobowości. Jakaś część Ness mówiła, aby jak najszybciej stąd uciec do przyjaciół, a druga chciała, aby dziewczyna została. Czemu tak było? Co sprawiło, że Anastazja miała rozdwojenie jaźni? Pamiętała tylko, że uciekła od Vouxa i Scara, pożegnała się z przyjaciółmi, gdy się wszystko wydało, a potem… Pustka. Musiała zemdleć.
Podniosła się, z myślą, że musi się stąd wydostać. Nie było to łatwe, bo czym dłużej szła, tym bardziej glina stawała się rzadsza. Tym trudniej było jej dotrzeć do twardego podłoża.
Jednak po pewnym czasie znalazła wyjście. Wdrapała się do otworu wentylacyjnego i zastygła w bezruchu. Stał się tak z dwóch powodów: pierwszym było wspomnienie Nicolasa i reszty, uciekających takim korytarzem i zostawiających ją samą. Drugie było niebezpiecznym przeczuciem. Coś się zbliżało.
Przetarła oczy brudną od mokrej gleby dłonią, po czym rozejrzała się dokoła. Przed nią ciągnął się słabo oświetlony korytarz o metalowych ścianach. Za nią… Nie chciała wiedzieć. Coś było w tamtej jaskini.
Czym prędzej ruszyła wentylacją, ostrożnie stawiając każdy krok i rozglądając się dookoła. Była słaba i wciąż bolała ją głowa, a mózg wariował, bawiąc się w rozdwojenie jaźni. W pewnym momencie nie wytrzymała i upadła na metalową posadzkę z głośnym brzdęk! Miała szczerą nadzieję, że  nikt jej nie znajdzie.
– Muszę znaleźć brata. – wyszeptała sama do siebie, oddychając niespokojnie. Kilka korytarzy dalej znalazła wyjście: za białymi kratami znajdowała się mroczna sala, która przyprawiała Anastazję o myśli klaustrofobiczne. Usłyszała czyjąś rozmowę…
– Zarządco Krei, Voux zmierza na spotkanie! – poinformował ktoś z mroku, najwyraźniej jakiś strażnik.
– Och, teraz? A nie mógłbyś… Tego przełożyć? – Ktoś o dość wysokim męskim głosie wyraźnie był zdenerwowany.
– Niestety nie. Chce zobaczyć rezultaty naszej mikstury już teraz. – odparł.
Potem zapanowało straszne zamieszanie – wszyscy, którzy znajdowali się w tamtym laboratorium uwijali się jak myszki. Sprzątali, zmiatali, coś przygotowywali. Na końcu wniesiono jakiś zabandażowany, duży pakunek. Ness dopiero po chwili zorientowała się, że był to zawinięty w szmaty człowiek. A może nie człowiek… w każdym razie ktoś żywy.
Ness starała się uspokoić oddech, ale trudno jej było patrzeć na coś tak okropnego. Ta istota leżąca na łóżku, która była zawinięta w te szmaty, była młodym mężczyzną rasy togrutan. Nie widziała dobrze ich twarzy w zmroku, ale była w stanie stwierdzić, że Voux już się pojawił i bez słowa przyglądał się „testowanemu”.
– Hm, wygląda na to, że świetnie działa także na inne rasy. – odezwał się. – Czy złapaliście już tą Jedi?
Anastazja po chwili zorientowała się, że chodzi o nią.
– Nie, panie. Orf mówił, że ma silną wolę i mikstura nie działa na nią jak powinna. Ale spokojnie, z czasem będzie lepiej. Wszystko się świetnie przyswaja. Jady Mantikory i zioła z Dayeh…
– Nie obchodzi mnie skład tej trucizny! Ma działać. To warunek. Scar będzie jęczeć, jeśli jego siostrusi się nie uda przeżyć, a mamy go pomęczyć jeszcze trochę. Jest potrzebny.
– Oczywiście, panie. Zabieram się za produkcję. Środki…
– O środki się nie martw. Jesteś tylko narzędziem w tej wojnie, jak wy wszyscy. Wykonuj to, co musisz, a przeżyjesz. – odszedł.
Ness zastanowiła się chwilę. Wojna. Nicolas. Jedi. Scar. Wszyscy mają zginąć? A ona… Czy ta trucizna ją zabije? Co mieli na myśli, mówiąc… Nie. Przecież to nieważne. Musi się zemścić. Na wszystkich.
Niewiele myśląc, ruszyła przed siebie korytarzem, aby odnaleźć brata.

~***~

Nicolas przemierzał kolejną śnieżną zaspę. Nic nie jadł od dwóch dni, a gardło od „picia” śniegu bolało go niemiłosiernie. W dodatku nabrał jakiegoś przeziębienia… Ale nie mógł się poddać. Kiedyś znajdzie lądowisko. Powinny być tu stare statki separatystów za czasów… Jakichś dawnych.
Przykucnął i okrył się materiałowym płaszczem, który odpowiadał za życie Nicolasa. Wzrok chłopaka powędrował daleko na horyzont, ale nie widział nic poza śnieżnymi zaspami. Jednak zdawało mu się, że gdzieś daleko dojrzał ciemniejszy punkt… Coś jakby dom. Niewiele myśląc ruszył w tamtym kierunku.
Po godzinie  dotarł na miejsce – był do niski domek, równie dobrze zbudowany co Haruunów. Ten miał jednak dodatkowo lepiej zabezpieczone fundamenty.
Zapukał do środka, a drzwi otworzyła mu ciemnoblond-włosa dziewczyna. Jednak jej włosy nie były zwykłe, ponieważ nie widział ich końca. Były tak długie… Jej oczy przybrały kolor zgniłej zieleni, co niezbyt pasowało do pozostałych jej części. Figurę miała idealną, a ubrana była w prostą, białą sukienkę na ramiączkach. To niezmiernie zdziwiło Dane’a, ponieważ panowały tu niesamowite mrozy.
– Witaj, przybyszu. – odezwała się. – Szukasz czegoś?
– Tak, szukam lądowiska rebeliantów Republiki sprzed kilkudziesięciu lat.
– Ach, wiem gdzie ono jest, ale to daleko. – Jej głos był niski i melodyjny. – Może wejdziesz?
Nie miał nawet siły protestować, wiec wszedł do środka. O dziwo było tu tak ciepło, że nie dziwił go ubiór kobiety.
– Mieszkasz tu sama? – spytał, popijając herbatę.
– Tak, moi rodzice zginęli kilka dni temu w tej śnieżycy. Jeżdżą z moim bratem co tydzień do wuja po Macierzkę, a my im dajemy Dobrankę. – Nicolas uznał, że to jakieś zioła, bo nigdy wcześniej nie słyszał o czymś takim jak Macierzka. – Nie wrócili…
– A twój brat? – spytał.
– Och, mój brat zapewne żyje. On nigdy nie… Był dość okrutny i pewnie zostawił rodziców.
To było dziwne. Ta dziewczyna właśnie powiedziała, że jej rodzina nie żyje, mimo, że nie jest pewna. Niczego.
– Ja szukam mojej przyjaciółki. To znaczy… Będę jej szukał, tu. Ale potrzebuję statku.
– Nie ma sprawy, pokażę ci drogę. Najkrótszą powinieneś pokonać w sześć godzin zdrowego marszu. – odparła, przyglądając się swoim paznokciom. – Ale na razie odpocznij. Kalia Wood nie zostawi nikogo na pastwę losu.

_______________________________
Hej, hej!
Tym potymistycznym akcentem kończę rozdział. Przepraszam, że wczoraj się nie pojawił, ale jakoś nie miałąm weny. 
NMBZW!

6 komentarzy:

  1. Mantikora! Pierwsze skojarzenie z Percym Jacksonem! XD To jest śświetne *.* Percy jak i rozdział xD kom krótki bo nie mam zbytnio siły. Podroze do Wawy zatloczonym autobusem sa meczace xd
    NWBZT!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tia, inspiracja wzięta z PJ, bo kilka dni temu czytałam Klątwę Tytana xD Percy jest miliard razy lepszy niż rozdział *.*
      Ech, Warszawa. Będzie z kilka lat, jak tam nie byłam...

      Usuń
    2. *ogląda Noragami i czeka aż wena ją najdzie* a ha kilka dni temu skończyłam czytać Ostatniego Olimpijczyka xD i teraz nie wiem za co by się tu wziąść... tez coś z Riordan czy jak on się tam nazywa bo świetnie pisze. Szkoda że mi jego opowieści weny nie dają... No ładuj się rzesz głupi odcinku! Ja chcę wiedzieć czy coś ich tam nie zeżre!

      Usuń
    3. Jeśli Riordana to weź najpierw Olimpijskich Herosów (czytałam wszystko 2 razy, więc rada profesjonalisty xd). Nie są aż tak megamega jak Percy, ale to jest jakby kontynuacja (jest północ, minute temu skończyłam po raz miliardowy czytać bitwę w labiryncie. Jutro pewnie będzie ostatni olimpijczyk xd). Potem są jeszcze kroniki rodu Kane i Magnus Chase. No i wszystkie dodatki, jak Grecy Bogowie, Grecy Herosi, pamiętniki polbogow, archiwum Herosów, berło serapisa i Apollo i Boskie Próby xd
      Także wybór spory. Akurat z serii wymienionych powyżej kocham wszystkie ^^

      Usuń
  2. Jej El Mismo Sol Alvaro Solera aż przypominają mi się wakacje. :D
    Mam taką ochotę nadrobić tego bloga, że o mamo, ale chyba już za późno w końcu to 52 rozdział. Ale w sumie jakbym tak na dzień czytała gdzieś z 5 rozdziałów to w 10 dni bym się uwinęła. Perfekt matma. Tylko, że łatwo mówić trudniej zrobić.
    Ten rozdział przeczytałam i fragment na prawdę mnie przeraził. Ten człowiek owinięty w szmaty i ta trucizna, brrr.
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Ty tu? :D
      Sądziłam że już nikt nowy nie przybędzie tutaj, ale popatrz xd Cóż, na pewno nie będzie trudno z pierwszymi 20 rozdziałami, jeśli zamierzasz czytać. Są krótkie i beznadziejne.
      Cieszę się, że się spodobało! ^^
      NMBZT!

      Usuń