Muzyka

niedziela, 27 listopada 2016

Rozdził 47: "Razem"



Czułam tylko przerażający ból i to na nim się skupiłam. Serce rozdzierały wspomnienia, bo wiedziałam, WIEDZIAŁAM, że to koniec. Jeszcze jeden raz spróbuję… Nie. Nie umiem. Mój oddech stał się nierówny, przerywany kaszlem. Anakin… Mój ukochany starszy braciszek, którego tak kochałam. Tak, kochałam go, mimo, że by Jedi. Kochałam jak brata i nigdy bym go nie opuściła… Wiedziałam, że by mi nie wybaczył… Ale teraz to nie zależało ode mnie. Mój organizm po prostu nie wytrzymywał.
Lux. Teraz mogłam bez zarzutu i wahania powiedzieć – kochałam go. Był taki uroczy… Złościł się na mnie milion razy na minutę, z wzajemnością zresztą, ale i tak połączyło nas coś niezwykłego… Dałabym wszystko, żeby móc się z nim spotkać.
Bariss. Przyjaciółka, która nigdy mnie nie opuściła. Pomagała. Tak różna, a zarazem tak podobna do mnie. Ona – oaza spokoju, rozwagi i dobroci.
Obi-Wan Kenobi. Mój niedoszły mistrz, który czasami był mądrzejszy niż Anakin i to jego słuchałam.
Łzy same zbierały mi się w oczach. Spływały strumieniami po moich policzkach, tworząc wąskie czyste ścieżki na mojej skórze. Co za durnie mnie porwali? Po co…
Czy tylko miałam zwidy, czy jasne światełko w mojej celi zgasło? Albo nie… Coś je zasłoniło. Ktoś. Sylwetka młodej dziewczyny. Nie…
AHSOKA! ODBUDŹ SIĘ, POTRZEBUJEMY CIEBIE! – Jej słowa docierały do mnie jak przez wodę, ale moje serce jakby posłusznie przyspieszyło bicia. Nie zdołałam wykrztusić słowa, ale Anastazja zrozumiała z moich gestów, że chcę jednego – jedzenia i wody. Nawet odrobinkę. Cokolwiek, byleby nie głodować.

*Tano wyglądała gorzej niż wychudzony i poturbowany Yoda. Jej Lekku były tak brudne i zakurzone, że ledwo dojrzałam różnicę między białym i niebieskim. Oczy miała zamknięte, ale gdy nawet lekko je uchyliła, można było dostrzec czerwony odcień. Schudła z sześć kilogramów, a przecież i tak miała niedowagę.  Jej ramiona przypominały patyki, usta miała wyschnięte i popękane. Ubrania były porwane, a przy pasie widniał pusty pas na miecze świetlne.
Poruszyła się, dając mi jakieś znaki. Oszołomiona po chwili przypomniałam sobie o ludzkim świecie i spróbowałam odczytać ruchy przyjaciółki.
Otworzyła usta, dotykając się prawą ręką w miejsce, gdzie znajdował się żołądek. Była głodna. Szybko wyjęłam coś z kieszeni – był to akurat zwykły, chrupiący kawałek ciastka, ale Tano zjadła go w dwie sekundy. Widząc, jaka bardzo jest głodna zaczęłam szukać po kieszeniach. Była tam moja kanapka – była! Byłam przekonana, że zgubiłam ją podczas ćwiczeń wczoraj, ale ona nadal spokojnie, w siateczce, spoczywała w mojej kieszeni.
– Ahsoka, dobrze cię widzieć… – wyjąkałam tylko, patrząc, jak twarz Togrutanki nabiera kolorów. Szlag. Że też nie wzięłam wody.
– Nessie… uciekajmy stąd – odezwała się po raz pierwszy. Jej głos sprawił, że znów uwierzyłam naprawdę, że jest z nami. Że żyje. Ale to nie koniec… Ahsoka wyglądała bardzo źle. Musiałam ją jak najszybciej stąd zabrać. Włączyłam swój komunikator i wyszeptałam:
Anakin, mamy ją. – Mówiąc to sama przekonywałam wciąż siebie. – Idziemy do was. Czekaj… szyb wentylacyjny AAS-863bUil. Trafisz bez problemu (to brzmi jak ironia… XD). My jakoś damy sobie radę
Młoda padawanka była zaskakująco lekka, więc Anastazja bez problemu ją uniosła i wskoczyła do dziury zrobionej niedawno. O dziwo nikt nie zorientował się, że było włamanie. Alex wiedziała jednak, co knuje jej brat i miała ogromne wyrzuty. Przecież chodziło o to, żeby ich złamać. Żeby dali się złapać. Co teraz będzie?
Nie. Nie pozwoli sobie na to. Nie będzie teraz myśleć o porażkach. Jakoś to wykombinuje i dotrze do celu. Czuła oddech przyjaciółki. Dla niej przejdzie przez te głupie tunele. Dla niej wygra tę bitwę z czasem i z przeciwnościami.
– Daleko jeszcze? – sapnęła.
– Niedaleko. Zaraz spotkamy się z Nicolasem, Anakinem i Obi-Wanem.
Biegła szybciej. Z oddali słyszała czyjś zdyszany głos. To oni, była pewna.

– Smarku! – Skywalker podbiegł i delikatnie wziął na ręce swoją padawankę. Ahsoka wyglądała strasznie, po prostu strasznie. Mimo to z trudem uniosła ręce i przytuliła się do swojego mistrza. Tak po prostu, od serca. Jako siostra, przyjaciółka. Obi-Wan zbladł.
– Musimy dać jej jeść i pić… – Powiedział, jakby właśnie zobaczył ducha. Bo w pewnym sensie Tano wyglądała jak duch – okropnie zmordowany duch.
Bez dłuższego jednak zastanawiania się wygrzebali z kieszeni i plecaków wszystko, co mieli do jedzenia i picia. Ahsoka rzuciła się na to jak opętana. Jadła i piła, aż zostały jedynie jakieś drobne resztki.
Siedzieli w szybkie wentylacyjnym przez godzinę. Ale nikt nie sprzeciwiał się prośbom dziewczyny, wszyscy cierpliwie czekali na skończoną ucztę. Ahsoka podniosła się do pozycji siedzącej i wzięła kilka oddechów. Nabrała kolorów.
 – Nawet nie wiecie, jak dobrze was widzieć. – Tano wtuliła się we włosy Ness i popłakała się. Były to czyste łzy szczęścia, niosące za sobą wiele cierpień. Obmyły twarz szesnastolatki, tak ak i obmyły jej duszę z drastycznych przeżyć.
– Nam też potwornie cię brakowało, Smarkusiu… Ale nie możemy tutaj dłużej zostać. Prędzej czy później nas znajdą… – Skywalker z trudem powstrzymywał łzy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, co mogło spotkać Ahsokę. Co mógł stracić. Ale co odzyskał.
– Dobra, nie ma co się tak teraz rozklejać, chodźmy dalej. – odezwał się – dotychczas milczący – Nicolas. On jako jedyny pozostał prawie że niewzruszony. Ta postawa dziwiła Ness, ale co mogła zrobić?
Ruszyli w stronę wyjścia. Na szczęście jedynie Anakin musiał się schylać, bo sklepienie było dość wysokie. Podmuch zimnego, martwego i sztucznego powietrza nie pomagał i czynił tę wycieczkę drażniącą. Metalowe ściany odbijały światło dzienne, co oznaczało, że zbliżali się do wyjścia.
W pewnej chwili ukazały im się kraty wentylacyjne, które młodszy Jedi przeciął mieczem świetlnym. Oślepiło ich sztuczne światło lampek w suficie. Pierwszy wygramolił się Wybraniec, za nim Kenobi, Nicola i Ness z Ahsoką, która podtrzymywała się na ramieniu dziewczyny. Wzięła głęboki wdech. Tak dawno nie była na tak świeżym powietrzu. Teraz była przekonana, że cele więzienne znajdowały się co najmniej kilka pięter niżej niż te korytarze. Czuła to w ciśnieniu. Głowa ją strasznie bolała, ale nie było czasu na jakiekolwiek głupoty. Musieli iść do przodu.
I tak też było. Tylko nie do końca tak, jak chcieli. Oczywiście coś musiało ich zatrzymać. Togrutanka zwątpiła, czy kiedykolwiek stąd wyjdą.


_____________________________
Iiiiii... Od razu ogłaszam, że nie chciało mi się poprawiać błędów. Rozdział wyszedł nawet nawet i jest dość ważny, bo to, co teraz się tu pojawia to istotna część fabuły. Powiem szczerze, że nie miałam w osatnich kilku dniach weny i zamiast pisać uczyłam się i czytałam Książki (tak, z wielkiej litery). Polecam bardzo !II część Magnusa Chase - Młot Thora. Świetna książka :D
Tutaj chciałam poprosić wszystkich, którzy czytają o komentarz. Nawet o zwykłą krokę. Chciałabym po prostu wiedzieć, czy jest dla kogo pisać i czy komuś podoba się jeszcze moje opowiadanie. Nawet najmniejsza kropoka od anonima - każdy komemntarz to motywacja, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy :).
Niech Moc Będzie z Wami!

*Pisane z perspektywy Ness

czwartek, 17 listopada 2016

Rozdział 46: "Wierzę w ciebie..."



Młoda Togrutanka podniosła wzrok.
Pośród ciemności ujrzała sylwetki. Trzej wysocy mężczyźni i jedna, średniego wzrostu kobieta. Rozmawiali ze sobą, zachowując się, jakby przed czymś się kryli. Nie… niemożliwe. Czy to mogli być oni?
– Tak, dobrze myślisz. Ale jeśli chcesz, aby twoi przyjaciele dostali się w naszą pułapkę tu i teraz to proszę, krzycz. Mi to bez różnicy. – Uśmiechnął się Voux, przechylając głowę na bok.
Ahsoka wytrzeszczyła. Anakin, obi-Wan, Nicolas i Ness wpadli prosto w pułapkę tych dwóch. Scar, idący obok, wydał droidom rozkaz, aby te zaatakowały przybyszy. Tano chciała wyrwać się i ruszyć na pomoc, chociażby ostrzec. Ale nie miała siły. Była zbyt słaba. Szepnęła jedynie „nie”. Ale co to dało? Każdy przedszkolak wiedział, że nic.
– Widzisz, mówiłem, że podziała. Zadowolony teraz? – złożył ręce ten niższy (Scar).
– Tak. Ale co ja mam tu do „zadowolenia”? Są, to są. Nasze droidy już działają. Wątpię, że zadadzą naszym nowym kolegom jakieś potężne obrażenia, ale obudzą w nich czujność i niepewność.
– Nie znacie Anakina. Każdy, taki jak wy, w końcu prze… – zakaszlała, nie mogąc dalej mówić.
– Oj, biedna padawanka. Może masz ochotę na pożywną kaszkę? – Na wspomnienie o jedzeniu dziewczynie zakręciło się w głowie. Upadła. Nie widziała nic, jedynie czuła obecność Mocy.
Pomóż, mistrzu. Wiem, że d… wierzę w ciebie…

~***~

Wybraniec poczuł silne wezwanie Mocy. Ahsoka… Jego mały Smarkuś potrzebuje pomocy. CO jej jest? Ledwo wyczuwał wibracje jej życia. Co się działo?
– Anakinie, wszystko w porządku? – Obi-Wan położył mu dłoń na ramieniu.
– Tak, mistrzu. Po prostu… Wyczuwam coś. Moja padawanka jest…
– Rozumiemy cię, i ci pomożemy. – Włączyła się do rozmowy Ness. – Ale teraz nie mamy na to czasu. Działaj. Nie myśl. Myślami jej nie ocalisz.
– Hej, co to było? – przerwał Nicolas.
Wsłuchali się w ciszę. Na pozór nic się nie działo, ale w oddali zaczęło coś skrzypieć. Coś stukało… jakby… metal? A może coś podobnego… Nie.
– Cokolwiek to jest, na pewno nam nie pomoże. Musimy się schować. – zaproponowała dziewczyna, a reszta zgodnie kiwnęła głowami. Teraz byli już niemal pewni, że nadchodziły maszyny. Może to droidy? Kto wie, a może nawet separatyści? Powinni przewidzieć, że tak to się skończy.
– Teraz nie mamy wyjścia, musimy iść dalej. Wkroczyliśmy na drogę bez odwrotu. No i nie zostawię Ahsoki. – oznajmił stanowczo Anakin. – Ale macie rację, że teraz nie jesteśmy w stanie walczyć. To mogłoby zepsuć cały plan...
– Możemy skoczyć do tych składowisk śmieci. – zaproponował Nicolas, łamiąc kod wejścia do wysypiska. – To chyba najlepsza opcja.
Kenobi spojrzał z odrazą na śmierdzący zsyp. Nie pomyślał, że będą musieli się ratować w tak odrażający sposób. Ale jeśli nie było wyjścia, to nie było wyjścia. Po chwili wszyscy czworo skoczyli w – jak się potem okazało – głęboką dziurę.
– Szlag by to trafił. – Pokiwał głową najmłodszy, otrzepując się z jakieś okropnie śmierdzącej, czarnej papki. Wolał nie wiedzieć, w czym wylądowali, ale po chwili okazało się samo za siebie. – To odpady żywnościowe.  dodał Wychodząc…
Zamknij się! – zatkała mu buzię Ness, wsłuchując się w rozmowy z korytarza.
– …Zabrać cię z powrotem. Poczekasz tylko, aż powoli będziemy torturować twoich towarzyszy, a ty będziesz się temu z uwagą przyglądać. A następnie zginiesz, tak, jak tego chciałaś. – Odezwał się mężczyzna. Jego głos był twardy i niedźwięczny, ale nie wzbudzał grozy czy nie powiewało od niego zimnem. Dało się rozpoznać coś jeszcze… jęki. Tym razem Wybraniec był pewny, że to Ahsoka. Jego mała padawanka musiała być tu więziona.
– To ona, Alex! Musimy się wydostać i odbić Smarkusia! Nie, Obi-Wanie, nie możemy czekać – spojrzał wymownie na swojego dawnego mentora – To nie misja odbicia urzędnika. Tu chodzi o…
– Dobrze wiem, jaka jest stawka. Ale musimy mieć przynajmniej zarys planu! – Przerwał mu starszy. Widać po nim było, że również jest roztrzęsiony po usłyszeniu głosu swojej niedoszłej uczennicy. Mimo wszystko byli przyjaciółmi.
– Ja pójdę, chłopaki. Trzymaj komunikator – Anastazja rzuciła Dane’owi sprzęt – W razie problemów skontaktujemy się. Mamy wzajemną lokalizację. Ale gdyby działo się coś podejrzanego, od razu zniszczcie to urządzenie.
Skywalker już wyrwał się do protestowania, ale szesnastolatka odparła:
– Dam radę sama. Uwierzcie mi, podołam zadaniu. Jestem od was mniejsza i zwinniejsza, umiem się posługiwać mocą i na pewno coś wymyślę. Jak na razie trzeba się zająć rannym Obi-Wanem. – spojrzała wymownie na zaskoczonego trzydziestolatka. Pewnie liczył, że nikt się nie zorientuje, ale krew przesiąkła mu prawy rękaw szaty Jedi. W dodatku Anakin zgubił gdzieś tu miecz świetlny.
– Ness, zrozum, ufamy ci, ale jeśli coś ci się stanie…
– Nie martw się o mnie. – Przerwała Nicolasowi, po czym zrobiła coś zupełnie niespodziewanego. Pocałowała go w policzek. – Do zobaczenia.
Dwie sekundy później była już na górze.

~***~

Han siedział na wysokim budynku bez zabezpieczeń. Machał nogami, uderzając o szklaną ścianę wieżowca.
– Jak myślisz, kiedy wrócą? – spytała go po chwili Laurel. Chłopiec wzruszył ramionami, powracając  do skubania swojej wełnianej koszulki.
– W ogóle to dzisiaj ćwiczyłam z padawanem mistrza Plo-Koona, wiesz?
Mały Solo odlatywał myślami gdzieś daleko, powoli zanurzając się w tonach litrów swojej wyobraźni. Nawet nie usłyszał pytań siostry. O czym myślał? Właściwie to nawet sam dobrze nie mógł tego ująć. Przez głowę przelatywały tysiące wątków życia. Owszem, jednym z nich była May, drugi Nicolas i Ness. Zastanawiał się, dlaczego to on akurat jest tym gorszym. Natrafił gdzieś głęboko w pamięci na wspomnienie starego przemytnika gruszek, Greela. To dzięki niemu – wtedy czteroletni – maluch nie umarł z głodu. Pamiętał dzień, w którym jego opiekuna schwytano. Powiedział tylko: „Pamiętaj. Teraz idź i sam sobie poradź. Póki co… nic uczciwie nie zarobisz. Tak, wiem, że nie powinienem tak mówić. Ale pamiętaj. Kiedy dorośniesz musisz z tym skończyć. Zrób wszystko, abyś mógł żyć w wolnej galaktyce”. Następnie, na jego oczach, staruszka zastrzelono. Miał wtedy pięć lat. Ale cóż mógł zrobić pięciolatek sam na Coruscant?! Niewiele. I tak również stało się z Solo. Udał się do jadłodajni na dolnych poziomach planety. Otrzymał niewystarczalne środki, które zaspokoiłyby jego głód może na trzy dni. Okazało się, że spotka w barze jednego ze słynnych łowców nagród. Postępowanie wbrew zasadom było konieczne. A że Han był sprytny, ukradł całą skrzynkę kredytek. Kupił za to w miarę stosowne ubrania, jedzenie i co najważniejsze – broń. Niestety nie cieszył się bogactwem długo. Łowcy Nagród są niesamowicie bezwzględni i sprytni, także zawsze niemal dochodzą do sedna sprawy. Pozostawiając łup na jednym z wielkich śmietnisk stolicy mały, pięcioletni Solo uciekł, aby za marne pieniądze pracować u niskiego rangą mechanika.
– Braciszku, co się stało? – Laurel pomachała mu ręką przed nosem, mrużąc oczy. Czyżby ją ignorował? A może był obrażony?
– Nic, mała. Trochę trudne te nasze życie. Po prostu. – Kichnął, na co blondynka się zaśmiała.
– Chodź, wracaj do domu. Robi się zimno, a my siedzimy nielegalnie na Graduation Center. – Odgarnęła włosy z oczu. Solo pomyślał, że jest bardzo ładna. Jego siostra miała wielkie, ciemne oczy, które błyszczały w blasku księżyca. Bardzo ją kochał i troszczył się o małą. May radziła sobie sama doskonale, ale młodsza potrzebowała wsparcia.
– Możemy iść – Wysilił się na krzywy uśmiech.

~***~

Padme Amidala leżała w łóżku, delikatnie masując swój brzuch. W środku wesoło grasowała mała, ale silne istotka. Co prawda do porodu było jeszcze dość daleko, bo aż pięć miesięcy, ale młoda senator już czuła swoje potomstwo. Śnił jej się ogród kwiatów, w którym siedziała, trzymając za rękę Anakina, a za drugą – dziecko. Było słoneczne, zielone popołudnie, pełne radości i spokoju. Rodzinna atmosfera górowała nad wszystkim.
Jednak coś ją niepokoiło. Oczywiście, wiedziała o wyprawie swojego męża na nieznaną planetę, aby odszukać Ahsokę, ale to było inne… Może to z przemęczenia? Albo wariowała od tych nerwów?
Postanowiła na razie o tym nie myśleć. Odwróciła się na drugi bok, po czym upiła łyk leczniczego nektaru.
– Annie, wracaj szybko, bo bez ciebie zwariuję.

~***~

Anastazja biegła korytarzem wentylacyjnym. Jedynym kompasem była dla niej Moc. Czuła Ahsokę. Ale nie tylko nią, rzecz jasna. Wokół kręciło się pełno przedstawicieli ciemnej strony. Czułą szczególnie silne dwie osoby. Wiedziała kim byli. Voux i Scar. Współpracownicy, którzy razem stali po jednaj stronie, ale coś między sobą knuli. W dodatku jeden z nich podawał się za jej brata. Nie chciała mieć nic wspólnego z takimi okropnymi ludźmi.
Mimowolnie nasunął jej się Nicolas. Jego opowieść o zamordowanych rodzicach nadal poruszała tym gorszym sychiki dziewczyny, odsuwając ją od przyjaciela. Ale ona jest silna. Nie pozwoli, by jakieś bezsensowne ideologie trawiły jej umysł. O, jakby nie patrzeć, wolną wolę miała.
Prześliznęła się właśnie przez wąski fragment szybu wentylacyjnego, a następnie przylgnęła do ściany i nasłuchiwała. Był to jednak tylko wiatr. Mimo to jej czujność pozostała nienaruszona i nadal utrzymywała wysokie napięcie. Każdy krok był – z pomocą Mocy – stawiany jak najciszej. Wiedziała, że już niedaleko. Że gdzieś tu znajduje się Tano. Młoda togrutanka, której świat nie widział od dwóch miesięcy.
Jeszcze kilka metrów… tak. Była prawie na miejscu. Wczuwając się w Moc mogła wyczuć, że za ścianą znajduje się istota żyjąca. Słyszała ciężki oddech.
Ahsoka.  

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I tym oto dramatycznym końcem rozdziału was przywitam :D
NIe wiem, co mi odwaliło, ale dostałam wczoraj wenę i pisałam dużo, dużo. Przyznam, że jest to jeden z najdłuższych rozdziałów i ogólnie nawet mi się podoba. Małe opóźnienie ze wstawieniem (taaa, małe, tylko pięć dni :P), ale to przymkniemy oko :). Mam nadzieję, że Wam się podoba i w ogóle.

Dedyk dla mojej siostry Emily i wiesz kogo (tapety robiłam, podpowiem ^^).

sobota, 5 listopada 2016

Rozdział 45: "Yoda zmienia plany"



Fala Mocy w niezwykłej postaci przeniknęła wszystkich. Czuli każdy szczegół, wszystko, co ich otaczało. Nawet Nicolas. Poczuł swoje ciało, mięśnie, dźwięki, oddech. Siła przepływała przez planetę, docierając nawet do jej jądra. W miejscu, gdzie Skywalker uderzył pięścią, znajdowała się teraz dziura wielkości budynku. Był to okrągły otwór o stromym spadzie w dół, ciągnącym się za falę mroku podziemnego.
Czy to to, że jest Wybrańcem, czy może to, że użył nie tylko Jasnej strony Mocy, dało mu tak wielką siłę? Zdecydowanie było to niezwykłe. Nie wiedzieli, co się stało. Ale stało się.
– Anakinie… Jak to zrobiłeś? – zamrugała oczami Ness.
– Moje umiejętności są większe, niż myślicie – Uśmiechnął się sarkastycznie. Dziwne. Żartować w takiej chwil? Ale to był Skywalker.
– Bardzo zabawne. – Przewrócił oczami Kenobi, zaglądając do powstałego niedawno dołu. – Da się zjechać jak po zjeżdżalni.
Nicolas pobladł, a jego oczy zdawały się powiększyć trzykrotnie. Tak, nie bał się niczego (oprócz krwi, rzecz jasna), ale… Czy na pewno? Co, jeśli to pułapka? Z tego, co mówiła Anastazja, Wybraniec nie jest tylko „dobry”. Ma przywrócić równowagę Mocy, co oznacza, że nie mogą mu ufać.
– Dobrze się czujesz? – dwudziestojednolatek uniósł brew.
– Świetnie. No, idziemy do tego czegoś, co stworzyłeś, czy nie? – przełknął ślinę Dane.
– Nie bój, się, będę zabezpieczać tyły – zaśmiała się Alex (drugie imię Ness, dla niekumatych).
Cudownie. Teraz będzie jeszcze gorzej. Ness zginie, a oni bezpiecznie wylądują sobie na dnie… Chociaż… Nawet nie wiedzieli, co ich tam czeka.

~***~

Statek wyłonił się z nadprzestrzeni. W oddali widniała piękna planeta. Jej lodowa powłoka lśniała w świetle wschodzącego słońca. Gdzieś tam musieli być młodzikowie i Mistrz Yoda. To było niesamowite uczucie – znaleźć swój kryształ do miecza świetlnego. Ona zrobiła to zaledwie kilka lat temu… Ale wydawało się, jakby to było wczoraj.
Ilum. May właśnie miała wylądować na Ilum, aby towarzyszyć w zdawaniu najtrudniejszego z egzaminów. Wierzyła, że im się uda. Do tej pory jedynie nieliczni ginęli w jaskini. Ciekwe, co będzie teraz?
Postanowiła towarzyszyć Laurel. To w sumie był jej najważniejszy – jak na ten moment – egzamin życia. Pułapka polegała nie na rzeczach materialnych czy więzieniu. Pułapka umysłu była najtrudniejsza w tym wszystkim.
Wreszcie wkroczyła w tamtejszą atmosferę. Statek powoli usiadł na lodowej posadzce. Ciepły płaszcz grzał May w plecy (tak, serio, to, ja, tu, taj, pierwszy raz o niej wspomniałam?). Strasznie brakowało jej Obi-Wana, Anakina i Ahsoki. Tak ogólnie rzecz biorąc była pierwszy raz bez nich w takiej sytuacji. Strasznie tęskniła… Czy ich jeszcze zobaczy? Na pewno. Ale kiedy? To już niewiadoma.
Postanowiła na chwilę skończyć z zamartwianiem się i wyszła w końcu ze statku. Podmuch zimnego powietrza uderzył ją w twarz, ale nie zraziła się tym. Klapa włazowa środku transportu zamknęła się, a Solo ruszyła przed siebie. Ciepłe buty brodziły w śniegu, zostawiając śmieszne ślady. Widziała stojącą w oddali grupkę młodzików. Nieopodal uśmiechał się Yoda, a koło niego stał jeszcze ktoś. Miał jasne włosy i był dość wysoki (bo to był on). Czy on… Właśnie… Tłumaczył coś młodzikom?! Czemu? To była jej robota… co tu się w tym dziwnym świecie wyprawia?!
Przyspieszyła kroku, a już po chwili biegła. Teraz miała okazję lepiej przyjrzeć się swojej konkurencji. Był to około piętnastoletni chłopak o blond włosach. Przy pasie miał przypięty miecz świetlny. To dziwne, nigdy nie widziała go w świątyni… A  może nie zwróciła uwagi? W sumie to sama nie wiedziała.
Wreszcie dotarła na miejsce. Dzieci stanęły równo, kłaniając się jej lekko (w końcu, jakby nie patrzeć, była wyższa rangą). Wśród tych kilku dostrzegła Laurel, która wyglądała na przerażoną, ale i podekscytowaną. Puściła jej oczko, dopiero po chwili przypominając sobie, że stoi przed Yodą. Szybko ukłoniła się wiekowemu stworowi, po czym spytała.
– Mistrzu, dlaczego przysłaliście jego – pokazała palcem – Na moją misję?
– Pretensje do mnie masz, padawanie młody? – Wśród dzieci rozległo się ciche „uuu”, zgromione wzrokiem mistrza.
– Nie, mistrzu, nie śmiałabym, ale… Nic nie rozumiem – Westchnęła z frustracją.
– Rozumieć ty niczego nie musisz. Współpracy nauczyć musisz się. Samej działać ci nie wolno. Dzieciom pomożecie, a ja na pomoc mistrzowi Plo Koonowi polecę. – zakończył temat, zaskakując wszystkich ostatnim zdaniem.
– Tak jest, mistrzu. – powiedzieli jednocześnie padawani, co było kolejną głupią i żenującą rzeczą w tym dniu.
Zapanowała chwila błogiej ciszy. Wzrok wszystkich skupił się na odchodzącym powoli Yodzie, którego ślady znikały pod śnieżnym puchem równie szybko, jak się pojawiły. Po chwili usłyszeli dźwięk włączanych silników. Statek mistrza wzniósł się w górę, zostawiając jedynie ślad dymu za sobą.
– No więc… Witajcie. Mam na imię May i powiem wam, jak zdobędziecie kryształy, aby stworzyć miecze świetlne. – Uśmiechnęła się, starając się zignorować Laurel, która ledwo powstrzymywała się od śmiechu.
– Już im to mówiłem. – Mruknął blondyn, o którym Solo zupełnie zapomniała. – Jestem Evil Theed, tak przy okazji.
– Błagam, ilu jeszcze ludzi przyjdzie mi poznawać w tym miesiącu? – powiedziała – Jestem May Solo. A więc, tak jak już mówiłam…
– Możemy zaczynać! My już wszystko wiemy, mistrz Yoda nam wytłumaczył.
– Świetnie. A więc zapraszam do jaskini. Ale uważajcie, aby nie zostać uwięzionymi. – uśmiechnęła się lekko, puszczając oczko do Laurel. – Wierzymy głęboko, że wam się uda. A teraz: do dzieła!
Sześcioro dzieci wkroczyło do ciemnej jaskini, aby zdać – jak dotąd  ich najważniejszy egzamin.

~***~

Wylądowali na zimnej i twardej posadzce. Właściwie mógł to być nawet beton.
– Jesteście cali? – spytał Obi-Wan, próbując przywyknąć do panującego mroku.
– Wydaje mi się, że tak. – Anastazja potarła głowę, pomagają wstać Anakinowi – Hej, to są jakieś… och.
Dopiero gdy ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności ujrzeli, że znajdują się w czymś nieco przypominającym podziemną fabrykę. Rozciągający się przed nimi korytarz był długi tak, że nie widzieli końca. Po jego obu stronach było coś w rodzaju „kieszeni” powietrznych, a między każdym skrawkiem ściany oddzielającym od siebie kolejną kieszeń, były drzwi lub włazy.
– Jak myślicie, gdzie jesteśmy? – szepnął Dane – To wygląda jak jakiś czteroprojektowy odnóżek lewego skrzydła bazy.
Spojrzeli na niego ze zdziwieniem.
– Ech… Nie takie rzeczy widziałem. Musimy uruchomić skanery powierzchni i włączyć lokalizację. Ta baza jest niebezpieczna. – odparł, a oni posłusznie wykonali dane mu polecenia.
– To ciekawe… Według tego ta baza rozprzestrzenia się pod… Hm, te głupie androidy nie potrafią nawet objąć tego obszaru. Co więcej, widzimy na mapce tylko formy życia. Przydałyby się jednak jeszcze wykrywatory robotów – Zmarszczył brwi Kenobi.
– Hej, słuchajcie. Ktoś nadchodzi. – przerwała dyskusje dziewczyna.
Po chwili do korytarza wkroczyli dwaj mężczyźni, za którymi maszerowała armia droidów i ktoś jeszcze…

___________________________
No cześć ^^
Przede wszystkim fajnie, że Kiwi pomogła mi w przypomnieniu sobie Ilum. Pisałam ten rozdział dość szybko, bo skończyłam nawet we wtorek xDD Ale wstawiłam dzisiaj, więc tydzień po, więc w terminie! Fanfary poproszę! 
Niemniej rozdzialik nie jest hyba zły. Zobaczymy,czy wyrobię się z następnym, bo tak słabo...

Dedyk Nie dla Emily, tylko dla... hm... Vanessy. Może napiszesz coś troszkę dłuższego w komie :P