Statki
spotkały się w punkcie, który wcześniej wyznaczyli.
– Dobrze was widzieć całych –
zakomunikowała Ness. – Ale obawiam się,
że musimy lądować na Coryor. Czujniki… znaczy skanery coś wykryły. Musimy to
sprawdzić.
– Mówisz o Ahsoce? – Dopytywał się Anakin.
– Tak, o Ahso… ce. Ale lećmy już, każda
sekunda jest na wagę złota. – odparła, a reszta zgodnie jej przytaknęła,
kierując się w stronę planety węży Yeve.
Anastazja
miała wyrzuty sumienia. Wpędzała przyjaciół w pułapkę. Była tego pewna.
Zresztą… Czemu zgodziła się na taki układ? Co z tego, że odzyskają Ahsokę,
skoro jakiś ktoś uwięzi resztę? Ta myśl nie dawała jej spokoju. Czemu tak się
dzieje? Dlaczego ta decyzja jest tak trudna? Dlaczego ona musi ją podjąć?
–
Co jest? – Wyrwał ją z zamyślenia Dane.
–
Nic takiego… Boję się tylko. – Po części była to prawda. Bała się, ale nie
tylko. Wiedziała, że podejmuje się strasznego ryzyka. Dotąd nie wiedziała, że
robi aż taki błąd.
– Lądowanie, punkt zbierny:
OO-445325Dxx. Powtarzam, podaję współrzędne: OO-445325Dxx. – Zabrzmiał głos Anakina.
~***~
Kenobi
postawił stopę na ziemistym podłożu. Był tutaj niemal trzy godziny temu; czuł,
jakby ta planeta go „przyciągała”. Nie chciał tutaj być. Wiedział, że sprawia
ból Olli.
–
Chyba pierwszy raz lądujemy tu bez rozbijania się. – Wdarł się Skywalker, na co
reszta kompanii się uśmiechnęła. – A teraz szybko, musimy uratować Smarka.
–
Hm, to ciekawe. Skanery podziemne rejestrują coś… dziwnego. Coś… ogromnego. –
powiedziała Ness – Coś, skąd biorą się węże Yeve… Podziemia. Och…
Ekran
wyświetlił ogromne złoża droidów. Było tam coś jeszcze… tak wiele rzeczy, tak
potężne składowiska…
–
Co to jest? – przeraził się Nicolas.
–
Zobaczymy… musimy zejść pod ziemię. – oznajmił Obi-Wan.
Zastanowiło
ich tylko jedno: jak tam się dostać?
~***~
Voux
przyglądał się krzywo więźniom. Stawiał ciężkie kroki na kamiennej posadzce, a
wielkimi, pięknymi oczami rejestrował znajdujących się w celach jeńców. Robił
to, bo czuł się stworzony do takiego życia. Podobało mu się tak i czuł się
spełniony. Nie był typowym „okrutnym władcą, czarnym charakterem, który śmieje
się jak szaleniec”. Prawda była taka, że tacy ludzie istnieją tylko w filmach i
bajkach. Każdy człowiek jest inny, nawet ten „zły”. Ale czemu inni mówią, że
oni są źli. Może to Jedi są źli?
A
w sumie po co to? Vouxa to nie obchodziło. Miał to, co chciał. Życie wydawało
się takie piękne. Niedługo zawładną galaktyką. Orf będzie szczęśliwy, Scar
odzyska siostrę.
Po
chwili doszedł do jednej z celi, w której znajdowała się postać inna niż
wszystkie. Była to dość wysoka Togrutanka o wielkich, niebieskich czach. A
co najważniejsze – była Jedi.
–
Czego chcesz?! – poderwała się, przyjmując pozycję obronną. Widziała go… Tak,
wiedziała, kim był. Voux powrócił. On żyje.
–
Spokojnie, nic ci nie zrobię. Nie lubię czekać, więc gdybym chciał cię zabić,
zrobiłbym to dawno temu. Chociaż szczerze to mnie w ogóle nie obchodzisz.
Bardziej Orfa, ale to już nieważne. W każdym razie chcę cię uprzedzić, że ktoś
po ciebie tu zmierza. Będzie to miało dla was katastrofalne skutki, ale cóż…
Może lepiej od razu spróbujesz naszej owsianki? – wysunął przed nos rękę, w
której trzymał smakowicie pachnącą i wyglądającą papkę.
Togrutanka
była oczywiście świadoma, że jedzenie jest zatrute. Ale była tak głodna… Nic
nie jadła od… Praktycznie od porwania. No dobra, przy życiu utrzymywały ją
jakieś gąsienice i robale. Fuj.
–
Dziękuję. Nie gustuję w truciznach. – Zmrużyła oczy.
W
odpowiedzi Voux podsunął jej jedzenie pod nos. Zapach… Zapach ciepłego
jedzenia. Była tak zdesperowana… Niemal sięgnęła po jedzenie.
–
Jestem Jedi. Myślisz, że mam tak słaby umysł? – Uderzyła go w twarz,
sprawiając, że się odsunął.
–
Twoja strata. – Uśmiechnął się krzywo, wychodząc z celi i z powrotem zamykając
do niej drzwiczki. Jego duże i ciężkie buty stukały o zimną, kamienną posadzkę.
Tano
teraz dopiero poczuła przerażający głód. Wiedziała, że nie może tego zjeść… Ale
w sumie czemu nie? Przecież mogłaby od razu umrzeć! To o wiele lepsze, niż
siedzenie tu i męczarnia.
Ale
czy to nie byłoby samobójstwo? Skoro wiedziała, co może jej grozić, a zrobiłaby
to świadomie… Och.
Ale
co Voux mówił wcześniej… Mówił coś o przyjaciołach. Czy lecą jej na pomoc? A
może to pułapka?
–
Dam radę. Jestem Jedi. – szepnęła.
~***~
–
Czekajcie. Tu coś jest…
Ness
dotknęła ziemi. Czuła coś dziwnego… Fale Mocy. Ale to nie było zwykłe
przesłanie…
–
Też to czujecie? – spytała po chwili.
–
Tak. Coś jakby… Nie wiem… – odparł Anakin, zagłębiając się w Mocy.
–
Ja tam nic nie czuję. – mruknął Nicolas, na co Anastazja przystawiła mu dłoń do
ust.
–
Przykro mi to mówić, ale ja również niczego nie wyczuwam. – oznajmił Kenobi,
składając ręce na piersi.
Anastazja
Alex Hero tylko pokiwała głową. Była pewna, że to coś, co wyczuwa istnieje.
Tego nie dało się zauważyć, jeśli nie przekroczyło się granic. Patrząc jedynie
przez Ciemną Stronę nie można tego zauważyć. Patrząc przez Jasną – również.
–
Bo tylko Wybraniec może to zobaczyć. – stwierdziła po chwili. – I ten, kto nie
trzyma się żadnej ze stron. Ja nie jestem Jedi. Ale czuję to.
–
Kodeks zabrania używania mocy tak, jak to robią Sithowie. – zauważył Obi-Wan.
–
W takim razie Wybraniec nie powinien istnieć. – Ness spotkała się ze zdezorientowanym,
a potem groźnym spojrzeniem Skywalkera. – Nie mówię, że Anakin robi cokolwiek
złego, wręcz przeciwnie. Przecież on nie może być całkowicie Idealnym Jedi. To
nie byłoby „Przywrócenie Równowagi Mocy”, jak twierdzicie. Równowaga nie
oznacza całkowitego dobra. Przed Tobą długi proces, Anakin. Ale od czego masz
przyjaciół? – zakończyła. Czuła, że te słowa są prawdą. Wczuła się w Moc. Ale
nie była to całkowicie Jasna Strona. Czy użyła tam nieco… Emocji? Radości,
przejęcia? To było nowe, zdecydowanie. Pierwszy raz dostrzegała taki rodzaj
Mocy.
–
Hm, może skończycie wreszcie tę gadkę i zabierzecie się za kopanie, drążenie
czy co tam planujecie zrobić, aby dostać się do… podziemi? – Wtrącił się Dane.
–
Wydaje mi się, że nie będą nam potrzebne żadne kopalnie. – Zmarszczył brwi rycerz
Jedi, po czym wyciszył się i skupił.
Kropelki
potu zaczęły spływać mu po czole, cały się nieco trząsł. Ta chwila trwała
jakieś pół minuty, ale wszyscy zastygli w napięciu.
Anakin
powoli uniósł pięść, całkowicie zanurzając się w Mocy. Widać było, że celuje w
konkretne miejsc.
Po
chwili uderzył.
___________________________________
Cześć :D
Jak tam? Moje życie to sprawdziany i kartkówki. Szczerze, to policzyłam, ile ich będzie w przyszłym tygodniu... Chyba z siedem lub osiem :P
Ale damy radę! Wszyscy damy radę! Trzeba się trzymać. Rozdział z ogromnym opóźnieniem, ale bywa.
Dedyk dla May Solo/Skywalker/Sithari Nightshade/Tigermoon ^^
NMBZW!