Laurel
kroczyła ciemnym korytarzem od kilku dobrych minut, a nie widziała końca.
Wiedziała, że jaskinia podda ją próbie. Może to będzie próba cierpliwości? A
może ta przeklęta grota ma zamiar ją zamknąć w sobie, ąz zamarznie? To byłoby
nawet prawdopodobne, jednak niezbyt optymistyczne.
–
Ech, wszystko będzie dobrze. Zaraz wrócę . Do May. Wiem, że dam radę… –
Szeptała nerwowo. Nic jednak się nie działo – tylko coraz dłuższe ciemne drogi.
W
pewnym momencie jednak stanęła. Znajdowała się na rozdrożu. Ale nie było to
zwykłe rozdroże. Dobrze je znała – właśnie tak wyglądało wejście do kryjówki
Vouxa na Onderonie. Jeden z tych korytarzy prowadził do jego siedziby, drugi –
znacznie bardziej go lubiła – był drogą do zbrojowni. Co prawda znajdowała tam
czasami martwe ciała więźniów, półżywych jeńców, ale i tak ten widok był
znacznie przyjemniejszy niż tron jej dawnego pana.
Ale
to właśnie w tym gorszym z korytarzy zauważyła biały blask. Tam mógł się
znajdować jej kryształ. Oczywiście – to miała być ta pułapka. Próba.
Powoli
zbliżyła się do wejścia. Lodowe ściany zmieniły kolor z białego na ciemnoszary.
W tunelu zrobiło się cieplej. Dziewczynka poczuła się znowu jak bezradna
siedmiolatka, poturbowana i zmuszana do okropnych rzeczy. Czuła zapach trupów.
Jej
kroki były drobne i coraz trudniej było jej iść do przodu. Możliwe, że to przez
tak wysoką temperaturę – było coraz cieplej. Możliwe, że bała się wracać do
przeszłości. A co, jeśli to jedyne wyjście? Widziała już kryształ. Był na samym
tronie Vouxa. Wokół panowała cisza, która przerażała ją jeszcze bardziej i była
wprost wisienką na torcie dla całej tej sytuacji.
Była
tu. Dotknęła kryształu – tak jak myślała był wbity w siedzenie. Spróbowała siłą
– nie chciał wyjść. Co mogła zrobić?
Myśl, Laurel, myśl!
Jej
mózg niestety odmówił współpracy. W tej chwili była sparaliżowana strachem i
myślą, że może nie zdążyć stąd wyjść. Może zostać sama i zamarznąć…
Ostatni
raz z całej siły pociągnęła za mały kryształ – udało się. Odetchnęła z ulgą,
przyglądając się zdobyczy – był to błyszczący przedmiot wielkości mniej więcej
małej marchewki. Zacisnęła dłoń i spojrzała za siebie. Teraz wszystko wyglądało
inaczej – tunel był jasny, a ściany zrobione z lodu i śniegu. Temperatura
opadła, a cała ta sceneria nory Vouxa jakby „została włączona”, gdy tylko
Laurel wyjęła z tronu kryształ.
Niestety
nie cieszyła się zbyt długo, bo jaskinia zaczęła się trząść , a grudy lodu
spadały z sufitu. Oczywiście po wyciągnięciu jednego małego kryształ u całe
pomieszczenie się zawali – jak w filmie „Zdobywca Coruscant”, który oglądała
kiedyś z Hanem.
Pobiegła
do wyjścia, a tuż za nią spadł wielki, lodowy blok, sprawiając, że ziemia pękła
i w pewnym miejscu rozdarła się na pół. Solo musiała gnać przed siebie. Musi
zdążyć.
~***~
Na
twarz May wstąpił szeroki uśmiech, gdy Binni Ori, młody Gunganin, wybiegł z
jaskini. W dłoni trzymał mały, świecący przedmiot.
–
Brawo! Wygląda na to, że jesteś pierwszy. – wykrzyknęła, podbiegając do
chłopca. – Teraz jeszcze tylko cztery osoby.
Evil
podszedł do nich, obracając swój blaster w dłoniach. Wyglądało to bynajmniej
nie przyjaźnie, a Binni postąpił krok do tyłu. Trzynastolatka przewróciła
oczami, żywiąc ogromną nadzieje, że Laurel szybko tu przyjdzie i że ta głupia
„współpraca” wreszcie się skończy.
–
Straszysz go, Evil. – mruknęła.
–
Kto, ja? Daj spokój, to jeszcze nic. Mój mistrz, jak nie wstanę na czas na
trening, przybiega do mnie do pokoju z mieczem świetlnym. Wtedy…
–
Kto jest twoim mistrzem? – Zmarszczyła czoło.
–
Quinlan Vos.
Aha,
to wszystko wyjaśnia. Ponoć jaki mistrz, taki uczeń, więc… May nie miała
najmniejszej ochoty poznawać Vosa. Wystarczyło jej problemów – jakby to zebrać
do kupy była na cholernym dnie. Nie mogła nic zrobić przez tą beznadziejną
misję, martwiła się o Laurel, ale nie mogła jej pomóc, Ness i Nicolas wyruszyli
na poszukiwania Obi-Wana i Anakina, Ahsoka nadal była nieznaleziona… To ją
przerastało. I jeszcze ten Theed – chyba większego idioty nie spotkała. Działał
jej na nerwy (jak Kai na
Kelly… Musiałam dodać, Vanessa xDD) i najchętniej utopiłaby go w tej
jego obrzydliwej czuprynie mokrych od śniegu blond włosów.
Następne
pół godziny minęło zaskakująco szybko – Ori opowiadał May o swoich przygodach w
jaskini, Evil poszedł zbadać teren (Dzięki, o Mocy!). Pojawiali się nowi adepci
– swoje zadanie wykonało już troje z nich: Alla Undura i Keen Marus dołączyli.
Nadal nigdzie nie było Laurel, co nieco niepokoiło Solo, ale cóż. Każdy ma
swoje próby i musi jej przejść.
–
Jesteśmy tylko we troje. Brakuje Laurel i Helen. – Zmarszczyła brwi Togrutanka
Alla.
–
Na pewno zaraz się pojawią – odparła uspokajającym głosem May, jednak w duchu
denerwowała się jeszcze bardziej niż dzieci. W końcu miała siostrę – a teraz
mogła ją stracić. Niezbyt przyjemne uczucie.
–
May! – usłyszała za plecami i gwałtownie się odwróciła.
–
Laurel! – Siedmiolatka wyglądała na bardzo zmęczoną, ale spełnioną. Jej biała
kurtka miała kilka zaciągnięć, a sama dziewczynka kilka zadrapań, ale ogólnie
nie było źle. – Tak się cieszę!
Przytuliły
się mocno. Po chwili dopadli ją pozostali adepci, ściskając mocno.
–
Została Helen. – mała Solo spojrzała z niepokojem na prawie całkowicie
zamarznięty już wodospad. Młodziki byli zintegrowaną grupą i wzajemnie się
wspierali, a odejście jednego z nich
byłoby wielką stratą dla całej grupy.
–
Nie martwcie się, na pewno przyjdzie. – mruknął Keen, grzebiąc w śniegu. Nikt
jednak nie mógł się z nim zgodzić, bo mimo młodego wieku rozumieli, że nic nie
jest na pewno. Nie ma czegoś takiego jak przypadek.
~***~
Ness
stanęła twarzą w twarz ze Scarem. Miała cel i plan. Nie zamierzała się bać i
nie bała się sprzeciwić.
– Siostrzyczko,
posłuchaj. To jest nowa era. Rozpoczniemy nową epokę – stworzymy imperium,
któremu podporządkowane będą wszystkie planety w całej galaktyce! Będziemy
niezwyciężeni. – zmarszczył czoło, jeszcze raz próbując wytłumaczyć Anastazji
zyski, jakie będzie miała z przyłączenia się do Vouxa i jego.
–
W takim wypadku będę działać w rebelii. Więcej – będę dowodzić rebelią. – odparła.
–
Jesteśmy rodziną! – Mężczyzna złapał szesnastolatkę za ramiona, ale ta się
wyrwała.
–
NIE JESTEŚMY RODZINĄ. Mam ci przypomnieć, co się działo przez te szesnaście
lat? Gdzie byłeś, kiedy cierpiałam? Gdzie byłeś, kiedy codziennie walczyłam o
życie? Kiedy moja psychika była na skraju wyczerpania? Ukrywałeś się w swojej
norze razem z tym durniem Vouxem. Dopiero gdy Jedi mnie znaleźli…
–
To znaczy, że jesteś Jedi? – Jego oczy niebezpiecznie zabłyszczały.
–
Skąd. Jedi mają porąbaną ideologię, z którą się w ogóle nie zgadzam. Ja idę
swoją drogą. I pozwól mi decydować samej, co robię. Pozwalałeś mi na to przez
szesnaście lat. Teraz mam prawo do podejmowania decyzji bez ciebie. – Wypaliła,
zaciskając pięści.
–
Voux – odezwał się Scar – Niestety nie mamy wyjścia. Przepraszam, Nessie. Nie
chciałem tego robić, ale jesteś zbyt uparta.
Źrenice
Alex powiększyły się dwukrotnie, a oczy zabłyszczały od łez. Czy oni chcieli ją
zabić? A może torturować? Kto ich tam wie. Chciała się jeszcze raz spotkać z
przyjaciółmi. Ale cz to jest w ogóle możliwe?
Jej
rozmyślania przerwał straszliwy ból w ramionach. Metalowe maszyny ścisnęły ją
niemiłosiernie w miejscu, gdzie znajdowały się bicepsy. Następnie została
popchana przez długi korytarz o kamiennych ścianach. Nie pamiętała zbyt wiele –
ból był zbyt przerażający, aby mogła skupić się na czymkolwiek innym.
Trafiła
do dziwnego pomieszczenia...
____________________________
Wiem, że jestem okropna i kończę w takim momencie :D Wesołego Nowego Roku! Dziś mam dobry humor i słucham fajnych piosenek, więc może zdobędę trochę weny na nn xd Błędów nie chciało mi się poprawiać.
NMBZW!
____________________________
Wiem, że jestem okropna i kończę w takim momencie :D Wesołego Nowego Roku! Dziś mam dobry humor i słucham fajnych piosenek, więc może zdobędę trochę weny na nn xd Błędów nie chciało mi się poprawiać.
NMBZW!