DARK GRACE
Szłyśmy prowadzone przez Hana w kierunku wielkiego, białego namiotu. Wokół nas wrzała robota. Większość rebeliantów była ubrana w wojskowe stroje i hełmy. Wszystko obracało się wokół Lando Callisiana, który dowodził pracami.
Solo spojrzał na nas z niesmakiem, po czym ruszył w stronę przyjaciela.
- Lando! Co tu się dzieje? - zawołał.
- Eee... pakujemy broń, która została na polu po wczorajszej bitwie. Przyda się. A są tu rzeczy niezużyte, jak i takie, które da się wykorzystać ponownie - oświadczył.
- Taa... - Han złapał się za podbródek. - Tak trzymajcie. Ja tu mam "zadanie" - zrobił cudzysłów palcami - więc... na razie.
Brunet wymamrotał jeszcze parę niezbyt pięknych słów, po czym odprowadził nas do naszego namiotu.
Było to dość duże pomieszczenie. W środku znajdowały się cztery łóżka, szafa, a w kącie stała wielka misa z wodą.
- Tu - wskazał na wnętrze namiotu - macie wszystko, czego potrzebujecie.
- Ale... - zaczęła Angel, ale Han spiorunował ją spojrzeniem.
- A więc - kontynuował - w szafie macie stroje. Macie się szybko przebrać i stawić na zbiórce. A! I tu macie przebieralnię - wskazał na zasłonkę w prawym rogu. - Życzę miłej zabawy. Pa!
Zanim którakolwiek z nas zdążyła coś powiedzieć mężczyzna wybiegł z pomieszczenia.
- Aha - podsumowała Emi.
WHITE TIGERS
May, Sue, Florence i Olga dostały czarny namiot na swoją siedzibę. Leia zaprowadziła je i pokazała: szafę, miskę do kompania i łóżka, a także przebieralnię. Ogólnie było tu dość przyjemnie.
- No to co? Przebieramy się? - zaproponowała Olga.
- Dajesz pierwsza - Florence usiadła na swoim łóżku. Było całkiem wygodne.
Olga podeszła do szafy i wyjęła pudełko wielkości mniej więcej tornistra szkolnego. Z ciekawością potrząsnęła - w środku ewidentnie coś się kryło. Postanowiła więc sprawdzić to w przebieralni.
Po pięciu minutach wyszła. Dziewczyny czekające na swoją kolej zatkało.
Nastolatka miała na sobie jasnozielony kombinezon, zrobiony z materiału termoaktywnego. Na nogach widniały wysokie do kolan, ale bardzo wygodne buty - również zielone. Oprócz tego miała na sobie białą bluzkę z krótkim rękawkiem i z napisem: "REBELIA". Do pasa natomiast przypięty miała... miecz świetlny. Rękojeść swobodnie zwisała obok blastera. Włosy Olgi były starannie spięte w kok.
- Woooooooooooow - to jedyne, co udało się wydusić dziewczynom.
Ale po chwili wszystkie rzuciły się na swoje pudła - każda miała podpisane. W środku znajdowały się: ciuchy, buty, dezodorant, piżama, ręcznik, krem, maść na rany, bandaż, dwie, poręczne butle niebieskiego płynu do picia, śniadaniówka z gotowymi kanapkami, które zawsze pozostawały w niej świeże, zegarek, a co najważniejsze - poręczny plecak w kolorze czarnym. Do tego hełm.
Błyskawicznie przebrały się w swoje stroje - Florence miała szary strój, May - czarny, Sue - różowy (wybacz). Wszystkie miały takie same stroje jak Olga, tylko w innym kolorze. Miecz świetlny miał ten sam kolor co kombinezon.
- No, dziewczyny. To się nazywa styl - zaśmiała się Sithari (May).
NEFA
Nicol, Eira i Foromica musiały zmienić nazwę, bo dołączyła do nich Ashara. Mimo miana Inkwizytorki nie potrafiła się obsługiwać w pełni sprzętem, którego używali rebelianci. Nie do tego była szkolona. Przyłączono ją więc do najmniej licznej grupy. Ale dziewczyny świetnie się odnalazły.
One mieszkały w niebieskim namiocie z białymi kropkami. Luke pokazał im szafę, w którym znalazły pudełka. W środku było to samo, co u Olgi czy dziewczyn z White Tigers. Błyskawicznie się rzuciły i przebrały.
Ashara miała czerwony strój, Eira - brązowy, Nicol ciemnoniebieski, a Foromica - biały.Wszystko było dokładnie takie same. Miecz w kolorze stroju, blaster, kombinezon i koszulka "REBELIA". Włosy wszystkie spięły w kok, jak Olga. Innymi słowy - banda blogerkowych sobowtórów w różnych kolorach.
- Mogę? - Luke wejrzał do środka. Nastolatki były gotowe.
- Mhm... - Eira kończyła wiązać swoją sznurówkę - A co?
- Idziemy na zbiórkę. Przydzielą nam zadanie - wybiegł.
- Wpadł i wypadł - stwierdziła Nicole. Pozostałe kiwnęły głowami, po czym ruszyły za chłopakiem.
RAZEM
Dziewczyny z NEFA na zbiórce stawiły się jako ostatnie. Okazało się, że wszystkie miałyśmy miały taki sam strój. Dark Grace, nasza drużyna była jak zwykle najgłośniej.
Ja miałam niebiesko-morski strój (coś w rodzaju ciemnego turkusu), Angel fioletowy, Emily - ciemnozielony, a Sonia - kremowy. Tego koloru były nasze miecze. W sumie każda osoba miała taki sam strój. A koszulki z napisem "REBELIA" były takie śmieszne!
- A więc - rozpoczął Han - poszczególne drużyny będą miały inne zadania. Ja - zrobił dumną minę, a Leia przewróciła oczami - i moja drużyna, Darth Gacie...
- Dark Grace! - Angel zrobiła wielkie oczy.
- Nieważne! - kontynuował. - my, jako drużyna, będziemy zajmowali się ostrzałem AT-AT z góry. Znacz, że: imperialne roboty łażą po ziemi, a my skaczemy ze zdalnie sterowanych spadochronów...
- ŻE CO?! - krzyknęłam.
- Ile razy mam mówić! NIE PRZERYWAJ! - zmierzył mnie wzrokiem - A więc... skaczemy, i walimy w nich specjalnymi nabojami.
- A nie lepiej statkami? - Luke spojrzał na przyjaciela unosząc lewą brew.
Na to Solo już nie wytrzymał. Wykrzyknął parę nieświętych słów po czym zaczął marudzić dalej.
- Ja tu nie mam nic do roboty. Lepiej przygotuję statki, którymi piloci będą likwidować nieprzyjacielskie maszyny w kosmosie. - Uśmiechnął się sarkastycznie, a Luke zakrył twarz w dłoniach.
- Więc my - Skywalker zwrócił się w stronę NEFA - jako drużyna zajmujemy się rozwalaniem trzech baz dowodzenia na tej planecie. Będziemy w pewien sposób skontaktowani z Hanem i jego drużyną, bo AT-AT znajdują się w pobliżu tych ośrodków. Z tym, że my atakujemy z ziemi, oni z powietrza - wyjaśnił.
- A my? - wyrwał się Tigermoon (hehe :D).
- My - zaczęła Leia - lecimy na Głównego Niszczyciela, żeby wykraść plany powstania III Gwiazdy śmierci. Potem pozostałe drużyny dołączą do nas, ale mamy najtrudniejsze zadanie, jak na razie - popatrzyła z lekką paniką na brata i swojego chłopaka. Nie chciała ich stracić wojując w jakiejś szaleńczej misji. Ale z drugiej strony Imperium trzeba zniszczyć. Poza tym... ma do ocalenia jeszcze 12 młodych bloggerek, nie mogła zawieść.
- A więc teraz trening. Jest dziesiąta. Do dwunastej pierwszy trening walki mieczem, potem lunch, od trzynastej do piętnastej trening blasterem, potem obiad, a na koniec trzygodzinny trening sprawności. Potem kolacja i godzina treningu sprawności. O 21:00 idziecie spać. Miłej zabawy! - rzuciła księżniczka i skierowała się w stronę centrum dowodzenia.
- Fajny plan, nie powiem - wymamrotała Ashara.
Dzień spędziłyśmy tak, jak nam kazano. Trening, trening, trening, trening... no i chwile na jedzenie. Ogólnie położyłam się do łóżka zmordowana ćwiczeniami. Moja piżama była białym kombinezonem z futerka. To chyba był polyester, a o ile mi wiadomo tutaj nie ma takich rzeczy, ale nie zastanawiałam się nad tym. W sumie większość tego, co było w czarnym pudełku pudełku nie istniało w Odległej Galaktyce. W ogóle JA nie istniałam w świecie Star Wars.
- Śpisz? - przerwała moje rozmyślania Emily.
- Nie, a co? - spytałam.
- Nico - przewróciła się na drugi bok. Położyłam się z powrotem na lewym boku i wsłuchiwałam się w odległe krzyki i śmiechy rebeliantów na warcie. Chwilę później ze strony łóżka Tano dobiegł mnie cichutki śpiew: "życie, życie, życie, śmierć... życie, życie, żelki..." - tak w kółko. Dobrze znałam tą piosenkę. Sama ją uwielbiałam i zaczęłam nucić.
W pewnym momencie usłyszałyśmy cichy chichot White Angel, który przerodził się w morderczy śmiech.
- Ej! - zaprotestowała Emily. Ja się tylko śmiałam. I to jak. W końcu we trzy umierałyśmy ze śmiechu tak, że obudziłyśmy biedną Sonię.
- Co... - przetarła oczy najstarsza.
- Nic, śpijmy - podsumowała White, po czym położyłyśmy się na swoich posłaniach.
Zasypianie zazwyczaj zajmowało mi trochę czasu, ale dzisiaj wyjątkowo padłam jak klops. Po takim dniu każdy spałby jak kamień. Tak też było.
Znajdowałam się w wielkim, ciemnym pomieszczeniu. Światło stanowiły jedynie małe lampki, rozmieszczone po bokach korytarza. Właśnie, to był korytarz. Było tu pusto, ale w oddali słyszałam jakieś głosy. Trochę... sztuczne. Co to mogło być? Ruszyłam w tamtym kierunku. Głosy stawały się coraz głośniejsze. Miałam straszne podejrzenia co do nich, ale... poszłam dalej.
- Tak, niestety - usłyszałam słowa szturmowca. Hełm sprawnie zniekształcał naturalną barwę głosu mężczyzny. Instynkt wyrobiony na treningach kazał mi schować się za rogiem. Ściany był tu lekko wgłębione w regularnych odstępach, więc łatwo mogłam się ukryć. Wpełzłam do jednej z nich i czekałam, aż "plastikowa zbroja" sobie pójdzie.
W końcu droga była wolna. Wypełzłam z kryjówki i puściłam się pędem przed siebie. Nie wiem czemu, ale miałam wrażenie, że coś dziwnego kryje się w tym miejscu. Właśnie, gdzie ja w ogóle byłam?
Szturmowcy, ciemne korytarze... czy możliwe, że znajdowałam się na niszczycielu? Nie zastanawiałam się dłużej. Ruszyłam dalej. W kierunku, który wskazywała mi Moc. Chłód z niej bijący przyprawiał mnie o dreszcze, nawet puchowa piżama nie pomogła. Czułam, że ktś lub coś niebezpiecznego znajduje się w pobliżu.
Wpadłam do wielkiej sali. Jedna z jej ścian była przeszklona, a pozostałe - w tym samym, charakterystycznym, metalicznym kolorze. Na końcu znajdował się fotel zwrócony do mnie tyłem. Znałam dobrze to siedzenie - Darth Sisious przesiadywał na nim za życia, gdy statkował na niszczycielu. Czy to ma oznaczać jakieś problemy? Nie wiem, ale na pewno nie przepowiada to kolorowej przyszłości wśród alicornów i żelków (ze specjalną dedykacją dla Emily). Podeszłam bliżej. Poczułam zapach rdzy i metalu.
Na fotelu siedział człowiek. Krew zmroziła mi się w żyłach. Czy to jakiś Sith? Nie wiem, ale ostrożnie okrążyłam fotel. Ujrzałam jego twarz. Była niezwykle blada i wychudzona. Ubrany był w czarny, obcisły kombinezon. Typowy dla szturmowców. Coś tu nie pasowało...
Człowiek miał blond włosy, lekko wchodzące w biel. Były niezwykle rzadkie i oklapłe. Jego ręce i nogi składały się ze skóry i kości, wszystko o bladym odcieniu. Ta osoba mnie przerażała.
Jeszcze jedna rzecz mnie zdziwiła - mężczyzna zdawał się mnie nie zauważać. Mimo, że byłam centralnie przed nim nadal miał grobową minę. Przyglądał się galaktyce i upadkowi Imperium.
Ale ostatnie, najważniejsze pytanie - kim on był?
- Panie - do pomieszczenia wsunął się szturmowiec. Gwałtownie podskoczyłam. - Mam raport z walk na froncie sektoru B-9, na księżycu Endor.
- Tak? - głos mężczyzny był zimny jak lód, i przenikliwy jak fala mrozu.
- Rebelianci niedługo planują dopaść trzy pozostałe bazy, B-7, B-3 i B-5. Nasze szanse są.... prawdę mówiąc dość niewielkie.
Skamieniała twarz władcy zrobiła się jeszcze mniej przyjemna, o ile to możliwe. Widać było, że bił się z myślami.
- Nie pozwól nam upaść! Rozumiesz? Imperium jeszcze nie upadło! - wydzierał się. To nie było normalne. Jak dla mnie on miał coś z psychiką. Dusił coś w sobie.
- Wynoś się! I nie chcę więcej słyszeć o porażce! - warknął człowiek, a speszony żołnierz uciekł.
- Ja... jestem Revan (tak, jak ten Sith). Nie ma emocji, tylko spokój. Kamienna twarz, zemsta, złość... - zaczął mówić blady przywódca. Widać było, że jest zagubiony.
- Nie po tym, co zrobili mojej rodzinie. NIE PO TYM. - po jego policzkach pociekły obficie łzy. Cały się trząsł, jego oczy przybrały barwę czerwoną. W końcu zdusił to w sobie i usiadł spokojnie na fotelu Sidious'a. Oddychał ciężko.
- Teraz to ja mogę zawładnąć tymi, którzy mi to zrobili. Pomszczę rodzinę. Moją małą siostrzyczkę... - głos mu się załamał - NIE.
Robiło mi się coraz zimniej. Czułam żal w tym człowieku. Ból i tak głębokie rany, że mało prawdopodobne, by przeżył jeszcze chociażby rok.
Zrobiłam coś, o co się nie podejrzewałam - podeszłam do Revana i otarłam jego łzy. O dziwo czułam jego bladą skórę.
Poruszył się. Dotknął policzka, na którym przed chwilą spoczęła moja dłoń. Wstał i rozejrzał się wkoło - ale nie dostrzegł tam nikogo. Może byłam niewidzialna.
Zrezygnowany opadł na siedzenie. W jego oczach tliła się jednak iskierka nadziei.
- Jeszcze tu wrócę - wyrwało mi się, nie wiem, czemu to powiedziałam, ale czułam, że tak będzie. Revan miał silne powiązanie z naszą misją.
Dowódca wziął głęboki oddech i ruszył w moją stronę. Nie odsuwałam się. Młócił rękoma w powietrzu, ale nie sposób było mnie dotknąć. Byłam... duchem? Możliwe. Nie wiem.
Obudziłam się cała roztrzęsiona. Wrzaski Luke'a dotarły do mojego namiotu.
- Czas wstać! - powiedział z uśmiechem.
Przewróciłam oczami. Naprawdę? Dobra, nie będę się sprzeciwiać.
Błyskawicznie się ubrałyśmy i stawiłyśmy na zbiórce. Pozostałe drużyny były gotowe. Świeżo wyprane kostiumy wyróżniały się pośród strojów rebeliantów.
- Wszyscy wiedzą, co mają robić. Jak nam się uda, przywrócimy wolność w Galaktyce.
- Jazda! - zarządziła Leia i ruszyliśmy na swoje stanowiska.