Kenobi
podniósł się na łóżku. Był w swoim pokoju, wszystko było w porządku. Za godzinę
trening z May. Jednak spojrzenie Anakina mówiło co innego. Obi-Wan spojrzał na
siebie. Wszystko było w porządku. Żadnych ran, żadnych zadrapań. Skupił się –
Moc w porządku, nic się nie stało.
–
O co ci chodzi? – zaniepokoił się.
–
Czemu tak krzyczałeś? – Brwi dwudziestolatka znalazły się centymetr wyżej.
Możliwe, że jego były mistrz nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. Ewidentnie
coś było nie tak…
–
Ach… – Twarz mężczyzny poczerwieniała. Widać było, że nie chce o tym rozmawiać.
Tym bardziej, że właśnie dowiedział się jednej z najważniejszych rzeczy na ten
moment. Zaginione dziecko, pożar, Moc, Coryor, Olla. To się pięknie łączy. A na
dodatek właśnie trwa wojna. Wszystko może się zdarzyć.
–
Jak tam Ahsoka i reszta? – spytał marząc o zmianie tematu.
–
A jak ma być, Obi-Wan? Żyją nadal. I raczej się to nie zmieni.
–
To mi pomogłeś. Naprawdę, nie wiedziałem. – odgryzł się.
–
Do usług. – brnął dalej Anakin. Na twarze przyjaciół wstąpiły uśmiechy. Starszemu
ulżyło; wreszcie udało mu się ominąć temat krzyczenia przez sen.
–
Trening czeka – odezwał się w końcu Wybraniec – Głupio będzie, jak tym razem to
ty się spóźnisz, a nie May.
–
I wzajemnie, Anakinie Skywalkerze, Wybrańcu mocy i mój były padawanie, który wcale się nie spóźniał. – zawołał przez
ramię Obi-Wan, biegnąc w kierunku placu treningowego.
~***~
–
Postaraj się bardziej, Smarku! To tylko ćwiczebne manekiny – wołał mistrz
togrutanki. Dziewczyna padała już z sił, nie mówiąc o poranionych nogach i
rękach. Co się dzisiaj stało tym maszynom, że walczyły tak dobrze? A może to
ona wyszła z formy?
Odbiła
kolejny cios i przetoczyła się o ziemi. Przeciwnik skoczył i byłby przygniótł
Ahsokę, gdyby nie jej refleks – kopnęła wojownika z całej siły w nogę, a ten
zatoczył się do tyłu.
–
Co dzisiaj jest z tymi ro… robotami? – Wstała by zaczerpnąć powietrza. Chwyciła
miecz i stanęła w pozycji bojowej.
Skywalker
zaśmiał się pod nosem. Jego uczennica była sprytna. Wiedziała dobrze, że to nie
jej wina. Po prostu to on poruszał robotami za pomocą małej konsoli, którą
trzymał w rękach.
–
Walcz dalej.
Manekin
napierał z prawej strony. Dziewczyna sprawnie odbijała ciosy, ale słabła w
oczach. Robiła się coraz bardziej zmęczona.
Postanowiła
wykorzystać więc trik, którego używała podczas ćwiczebnych walk z Anakinem.
Wykonała ślizg na podłodze, tuż pod nogami większej od niej maszyny, po czym
zrobiła salto w powietrzu, spadając centralnie przed przeciwnikiem. Zaskoczony
robot zorientował się, że w jego napierśniku tkwi miecz treningowy. Manekin
stanął jak wryty, po czym upadł do tyłu jak deska.
–
UUUCH! – odetchnęła Tano.
–
Brawo. A teraz powiedz mi, jaka nauka płynie z tego pojedynku. – odezwał się
jej mentor.
–
Na lorda Sithów, Rycerzyku! Co ja jestem filozof?! To była zwykła walka. Robot,
ja, broń…
–
Nie, nie o to mi chodzi. Pomyśl.
Dziewczyna
teatralnie złożyła ręce i usiadła obok Wybrańca. Anakin wiedział, że Ahsoka nie
jest głupia. Wbrew pozorom był to sprytna mała istotka.
–
Podpowiem ci – To mówiąc wyciągnął spod swojej szaty mały joystick, którego
używał by sterować robotem.
–
To… Ty, ty…
–
Pomyśl – przerwał jej. Dziewczyna udawała obrażoną, ale Skywalker wyczuwał, że
si ę zastanawia.
–
To nie miało wyjść tak. Myślałam, że to tylko manekiny. Pójdzie z nimi jak po
masełku.
–
No właśnie – powiedział. Ahsoka spojrzała na Anakina, jakby właśnie wyrosła mu
na nosie wielka stokrotka.
–
Nie rozumiem.
–
Och, Smarku. Pomyśl trochę. Gdybyś wiedziała, że walczysz ze mną starałabyś się
bardziej. Tu chodzi o nastawienie. Nie oceniaj książki po okładce. Nie o ceniaj
przeciwnika po pozorach.
Togrutanka
zastanowiła się nad słowami mistrza. W sumie słuszna uwaga. Gdyby widziała, z
kim się mierzy na pewno postarałaby się
o coś lepszego.
–
Nie oceniaj przeciwnika po pozorach… To ma sens. – podsumowała.
–
To teraz chodź, zmierzysz się ze mną. – zaśmiał się pod nosem, na co z gardła
Ahsoki wydobył się jęk.
–
Dobra, tylko szybkoooo…
~***~
Ness
wybiegła z domu jak szalona. W locie porwała białą bluzę i chwyciła jabłko.
–
Dokąd…
–
Nie pytaj, pa. – Uprzedziła Nicolasa, po czym znikła w progu. Jej włosy latały
na wszystkie strony. Brązowa burza grubych kudłów pachniała cudnie.
–
Aha, pa – mruknął pod nosem chłopak, po czym wrócił do zajadania się kanapką z
pasztetem.
Tymczasem
dziewczyna właśnie wysiadała z PTK i ruszyła w kierunku bocznego wejścia do
Świątyni Jedi. Nie miała czasu na przyglądanie się budynkowi, ale była świadoma
wielkich rozmiarów budowli.
Wbiegła
do środka. Kręciło się tu kilku rycerzy Światła razy Togrutańskiej, jednak
dziewczyna sprawnie ich ominęła. Kierowała się instynktem. Pognała dalej w głąb
korytarza. Zwinnie poruszała się między mitrzami i padawanami, sprzątaczami i
specjalistami od elektroniki. Dziwnym trafem nikt jej nie zauważył. Może to
przypadek?
– Jedi nie wierzą w „przypadki”. – W jej
głowie odezwał się znajomy głos. Dziewczyna była pewna, że skądś go zna. Ciepły
powiew klimatyzacji zdawał się być letnim wiatrem, który pojawiał się co ranek na
Coryor. Wróciły dawne wspomnienia.. Zatajone w głębi serca Ness. Mała
dziewczynka… bezbronna…
Ale
drugie pytanie – skąd ten głos wie, co się dzieje w głowie dziewczyny? Tego
bała się najbardziej. Jeśli jest ktoś, kto widzi jej myśli… nie. To niemożliwe.
– Nic nie jest niemożliwe – odezwał się
tajemniczy osobnik w głowie nastolatki. – Nothing
is impossible.
________________________________
Hey, ho!
WAKAAAAAAJCE!!! No to tak, rozdział. Dziwny trochę i straszni krótki, ale cóż. Takie też muszą być. No i w ogóle mnienie ma, także na rozdziały na obu blogach nie można liczyć. Ale chyba nikt siętyn nie przejmuje ^^ Wrócę niedługo. A teraz suprise of the day... Eira wróciła! Tak, wróciła. Będizie z nami, Eira! Wszyscy witamy ją gorąco, wracaj jak to siebie!
No to tyle.
DEdyk dla Eiry, bo powróciła do nas <3