Muzyka

sobota, 28 maja 2016

Rozdział 31: "Samotność"



            Apartament, w którym miała zamieszkać Ness wraz z Nicolasem i Hanem był ogromny. Pośrodku był wielki salon o jasnych ścianach z jedną przeszkloną. Miękkie dywany, zajmujące całą powierzchnię podłogi, pachniały świeżością i czystością. Żyrandole z białej tektury jasno oświetlały pomieszczenie.
            Po lewej stronie były drzwi prowadzące do łazienki i kuchni, a po prawej - pokoje.
            Pierwszy był średniej wielkości, z pięknymi, jasnymi ścianami i jedną szklaną ( jak wszędzie). Łóżko był duże i wykonane z jasnego drewna. Miękka, puchowa poście zdobiona była przez różnorakie wzory. Na podłodze leżał długowłosy dywan. Pachniało tu szamponem do włosów i lawendą. Wielka szafa i półka nocna idealnie dopełniały klimat pomieszczenia.
            Drugi pokój był w ciemnobrązowych barwach. Panował tu bałagan gorszy, niż w schronie Ness na Coryor. Na podłodze walały się książki i narzędzia. Łóżko było w nieładzie, a na szafce nocnej spoczywały papiery i ołówek.
            Trzeci pokój – w zielonej kolorystyce – przypominał pustynię w mieszkaniu – dosłownie nic tu nie było. Jedynie szafa i łóżko. Poza tym w rogu walały się trzy papierki po cukierkach i trochę piasku.
            - No to co? Podoba ci się nasz lokal? – Nicolas minął szesnastolatkę i zanurkował do drugiego pokoju, tego, w którym panował czas „poapokalipsowy”. Rzucił się na łóżko, sięgnął po  słuchawki i zaczął coś zapisywać na brudnych kartkach.
- Eee… - zaczęła – czy ja mam tu mieszkać?
- Co? Tu? Nie. – powiedział – Twój pokój to ten jasny. Miłej zabawy. – Nałożył słuchawki na uszy i powrócił do swojej roboty.
            Nagle dziewczyna upadła. Ból w ramieniu zaczął niespokojnie pulsować. Złapała się za obolałe miejsce. Kurtka nasiąknęła krwią. Ness całkowicie zapomniała o ranie, gdy szła w kierunku apartamentu. Ale tak się tego nie zostawia.
            - Co jest? – Chłopak podniósł się z posłania i podbiegł do nastolatki. Gdy zobaczył dłoń w krwi gwałtownie się odsunął. Jego oddech stał się nierówny. Nie miał dobrych doświadczeń z tym płynem. Mimo, że się tego wstydził i za każdym razem próbował się przekonać, to i tak panicznie reagował na krew.
            - Pomóż mi…! – Wystękała. Zamiast jednak zrobić cokolwiek w tym kierunku Dane zwiał.
- Cham i głupek! – Wrzasnęła za nim. Słowa te poznała podczas walki droidów. Jeden na drugiego warczał w ten sposób. Domyśliła się więc w całym swoim geniuszu, że to nie jest pochwała.
            Nicolas odwrócił się i spojrzał bezradnie na dziewczynę. Nie mógł jej pomóc. Nie potrafił. Ale to przecież taka drobnostka!
            Co ja robię? Czy ja zwariowałem? – pomyślał. Ale jednak. Podszedł do Ness.
- Przepraszam… - powiedział – Chodź tu. – Delikatnie zdjął z niej kurtkę. Ramię nastolatki wyglądało paskudnie. Zaschnięta już częściowo krew tworzyła dodatkowy „rękaw” na ramieniu nastolatki. Zadeklarowała, że sama zmyje ciecz z ręki. Nastolatek nie protestował. Już zrobił i tak ponad swoje siły.
            Dziwne. On, Nicolas Dane był zawsze silny, wyluzowany. Zawsze był doskonałym mechanikiem. Ale jego słabość, krew, nigdy nie pozwoliła mu do końca spełniać siebie.
            - Dobra, za dużo tego. – powiedziała Ness po chwili milczenia. Wstała i udała się w kierunku swojego nowego pokoju. Mimo wszystko, to była właśnie odwaga chłopaka – przmóc swoją słabość.
            Padła zmęczona na łóżko. Mimo, że nie było zbyt późno – może jakaś osiemnasta – to była potwornie zmęczona. Straciła dużo krwi, co nie pomagało w jej samopoczuciu. Ale zyskała jedno: pomoc. Pomoc od człowieka, rozmowę. Nicolas w jakimś dziwnym procencie przypominał jej Miss, jej „babcię”. Ta drobnostka sprawiła, że powróciły miłe wspomnienia z czasów, kiedy była małą dziewczynką.
            Zamknęła oczy, a jej myśli odfrunęły gdzieś daleko w kosmos. Zasnęła.
            Tymczasem Han, zamiast wrócić do domu, włóczył się po Reccoli. Jego wzrok rzucał podejrzliwy cień każdemu, kogo napotkał. Czujność i napięcie skupiały go jeszcze bardziej.
            A czego szukał? Otóż, siedem dni temu, zostawił tu jeden ze swoich najdziwniejszych łupów. Schował go w jednym z pokoi i wcisnął w najciemniejszą dziurę, jaka tam była: pod jedną z desek. Przedmiot musiał tam być.
            Po zdobyciu kluczyka chłopak błyskawicznie wśliznął się do pokoju i zaczął obstukiwać podłogę. W końcu znalazł to miejsce. Stara, spróchniała deska skrzypnęła i po chwili dziura ujrzała światło dzienne. W jej środku znajdował się lśniący, mały przedmiot. Siedmiolatek sięgnął po niego.
            - A czego my tu szukamy? – usłyszał kobiecy głos zza siebie. Już wiedział, że ma kłopoty.

            Obi-Wan stanął przed May. To był ich pierwszy trening. Pierwszy po tym, jak May odkryła swoje pochodzenie. Pierwszy, po tak długim czasie. Oboje czuli się trochę dziwnie. Przez te kilka dni, między nimi stanął dziwny mur. Na pozór wyglądał niegroźnie – zwykłe ogrodzenie. Ale stworzenie go mogło mieć bardzo nieprzyjemnie konsekwencje. Nie ufali sobie już tak, jak dawniej.
            - No to co, zaczynajmy! – odezwał się Obi-Wan. Nałożył May opaskę na oczy i przyniósł blaster.
            - Bądź czujna. – zakomunikował, po czym wystrzelił. Solo sprawnie sparowała cios. Moc jej sprzyjała. Zanurzyła się w niej.
- Dobrze – Pochwalił Kenobi. Kolejny strzał. Kolejna obrona. I nagle, May, która zawsze była dobrą uczennicą, zrobiła coś nieprzewidzianego – zaatakowała swojego mistrza.
- Co robisz? – Obi-Wan sprawnie odskoczył do tyłu i włączył miecz świetlny.
- Ja… - Dziewczyna stała przed nim z otwartymi oczami. Jak ona mogła to zrobić? Coś się stało…?
- Przepraszam… - Do Sali niespodziewanie wkroczyła… Ness.
- Co tu robisz? – spytał Kenobi.
- Ja nie chciałam! Przepraszam!
            Dopiero po chwili, Solo zorientowała się, o co chodzi. Ten atak… czy miał coś wspólnego z nadejściem szesnastolatki? Nie… Mimo, że dziewczyna była wrażliwa na Moc, nikt nie mógł manipulować niczyimi ruchami. A jednak coś mówiło May, że ktoś nią próbował… zawładnąć. Zahipnotyzować. Czy to możliwe, żeby Ness posługiwała się Ciemną Stroną Mocy?
            Z myśli wyrwał j głos Obi-Wana, który oświadczył, że muszą przerwać trening.
- Ness – zwrócił się do szesnastolatki Kenobi – nie powinno cię tu być. Nie tak się umawialiśmy, pamiętasz?
- Ale... To nie tak.
- A jak?
            W odpowiedzi dziewczyna odsłoniła rękaw – na nadgarstku jej lewej ręki, piętrzył się znak: -V-.

            - Intuicji użyjcie, młodziki. Taak… intuicji. Ona, w połączeniu z Mocą, odwagę wam da. Rozsądek. Spokój ducha.
            Laurel słuchała Yody z zaciekawieniem. Niemal czuła tą całą Moc, o której opowiadał. Starała się skupić i uspokoić. W głębi duszy chciała być w czymś najlepsza. Zawszwe stała na szarym końcu, niedoceniana. Lata u Vouxa znacznie wpłynęły na jej psychikę.
            Będziemy walczyć jak prawdziwe Jedi! – Usłyszała głos jakiejś dziewczynki w jej wieku. Miała Lekku, jak Ahsoka. Jej twarz zdobiły paski na policzkach.
            I w tej chwili Solo zdała sobie z czegoś sprawę. Patrząc, jak jej rówieśnicy się dogadują, bawią i wspierają. Ona nie miała… w gruncie rzeczy, to nie miała nikogo. Co jej po May i Hanie, którzy, mimo, że byli jej rodzeństwem, nie potrafili jej zrozumieć, czy się z nią zgodzić. Nawet nie próbowali.
            Była strasznie samotna, krótko mówiąc.   
 ____________________________________

Wybaczcie, ale nie mam na nic ochoty. Rozdział mi się nie podoba, ale musibyć. Akapity mi wariują, zły blogger. Nie mam siły na korektę. Dobranoc.
 

niedziela, 22 maja 2016

Rozdział 30: "Spotkanie"


Ness pędziła przed siebie dusząc ciężko. Po wyjściu z autobusu miała dotrzeć do starej bazy Rebelii. Miejsce to było szare i ponure, ale tam nikt nie mógł zobaczyć Anakina, Obi-Wana, May i Ahsoki, którzy – jak mówiła Amidala przy kolacji – są rycerzami „Jedi”. Kimś, kto używa Mocy i swoich umiejętności, by przywrócić pokój w Galaktyce. To bardzo zastanawiało dziewczynę. Czym jest „Moc”? Czy możliwe, żeby to była ta niewidzialna siła, która odstraszyła wilki?  Nie, co za głupoty. Zwariuję myśląc w ten sposób – mamrotała pod nosem. Moc w niej? To bardzo mało prawdopodobne. Życie nastolatki było totalną porażką, a nie „misją Jedi, ratowaniem świata”.
Z myśli wyrwało ją bliskie spotkanie ze starą, blaszaną ścianą.
- Au... - mruknęła i podniosła się z ziemi.
- Dotarłaś! - ucieszył się Anakin, który stał tuż nad nią.
- Mhm... - odparła nieśmiało - Tylko z bolesnymi skutkami.
Jedi spojrzał na nią zdziwiony i ruszył w głąb opuszczonej fabryki, w której odbyło się spotkanie, i która stanęła na drodze Ness. Wkrótce ukazała im się niewielka sterta desek, na której siedziała Ahsoka. Niżej, na prowizorycznej ławce, siedziała Padme, a obok Han i Laurel. Nieopodal stały jeszcze dwie postacie.
            Pierwszą z nich była dziewczyna o jasnych blond włosach, sięgających jej do łopatek. Oczy nastolatki były głęboko niebieskie. Jej blada cera pięknie się zgrywała z niebieskim strojem, który założyła na siebie. Przy pasie dyskretnie zwisał miecz świetlny. Czy to była kolejna Jedi?
            Drugą osobą był wysoki brunet o ciemnych oczach. Sprawiał wrażenie wyluzowanego, ale Ness czuła coś, co mówiło jej, że on wcale nie jest szczęśliwy. Tak jak ostatnio wyczuła dobro w Padme. To było coraz dziwniejsze.
            - Nicolas Dane, Edeen Baker – przedstawił „obcych” Anakin. W sumie obcy byli wszyscy tu obecni…
            - Po co tu jestem…? – Spytała nieśmiało.
- Ness… - odezwał się Obi-Wan. -  Musisz wiedzieć, że jesteś tu nielegalnie. Znaczy, że nie powinno cię tu być, ale jednak jesteś. My tego nie negujemy, ale rada Jedi nie chce cię widzieć. Co oznacza, że nie możesz się pokazywać politykom. – wyjaśnił.
            Dziewczyna bacznie się przyglądała wszystkim obecnym w opuszczonej hali. Akoś nie przeszkadzała jej „nielegalność”. Bardziej była ciekawa, czemu stoi w tym miejscu z tymi osobami.
            - Dobrze, ale nie mogę… ja was nie znam! – upomniała się. Nie było to złośliwe ani gniewne stwierdzenie. Po prostu strach i niekontrolowane emocje wyzwalały w niej taki głos. A mimo to „drużyna” odebrała to jako… groźbę? Pretensję?
- To znaczy... – Zawahała się. Miała się tłumaczyć? To okropne, jak nikt cię nie rozumie. Nie wiesz, co masz powiedzieć. Na szczęście sytuację wyratował Nicolas.
            - No to się poznajmy. – Podał rękę dziewczynie. Ta nieśmiało odwzajemniła uścisk dłoni. Uśmiechnęła się pod nosem.
            Jeśli spojrzeć na to z góry, po raz pierwszy poznała kogoś „naprawdę”.  Jedyną osobą, którą znała w dzieciństwie, była pani Miss. Staruszka, która nauczyła ją mówić, czytać, liczyć, pisać… dała jej miłość. Ness codziennie przychodziła do niej, by przynieść zdobyte jedzenie w zamian za lekcje. Ale wszystko się skończyło, gdy dziewczyna miała 9 lat. Nagła śmierć, smutek… dziewczyna pogrążyła się we wspomnieniach.
            - Pamiętaj, moje dziecko… - Miss zaczerpnęła łapczywie powietrza przez stare płuca. – Dasz radę. Musisz mówić i… robić  to, czego cię nauczyłam. A kiedyś odnajdziesz rodziców, tylko… - jej słowa zastygły w powietrzu. Nic więcej już nie powiedziała. Umarła.
            To była najgorsza chwila w życiu Ness. Ale zrobiła to, o co prosiła ją kobieta – mówiła, pisała, liczyła i czytała. Nie zapomniała tych rad. Wierzyła też, że odnajdzie kiedyś rodziców. Miłość do nich wypełniała jej serce. Dlatego też tak bardzo rozpaczała z powodu śmierci Miss. Jej „babcia” mogła powiedzieć coś więcej o rodzinie samotnej nastolatki. Jednak przez całe życie staruszka ukrywała to przed Ness.
            - Hej? Coś się stało? – Zdziwiła się blondynka o imieniu Edeen. Jej przenikliwe spojrzenie lekko wystraszyło szesnastolatkę.
            Nagle zorientowała się, że wszyscy patrzą na nią z zaciekawieniem. Co takiego zrobiła? Nie miała pojęcia.
- Przepraszam, zagapiłam się – Stwierdziła rumieniąc się.
- Dobra, przejdźmy do sedna… - Zaczął Obi-Wan, ale widać było, że robi to opornie – Więc jak już się lepiej poznamy…
- Musimy stworzyć drużynę. – Wyjaśniła Ahsoka – Naszą grupę. Jesteśmy w pewien dziwny sposób ze sobą „związani”. To da się wyczuć w Mocy. – podkreśliła Togrutanka.
            Ness, jako spostrzegawcza osoba, zauważyła, że mały Han przewrócił oczami. Czemu…? Tego już nie wiedziała.
            - Związani? Znaczy, że jesteśmy… czy tu chodzi o przeznaczenie? – Zastanowiła się szesnastolatka.
            Laurel tymczasem przyglądała się temu w ciszy. Ona, jako adept, sprawowała się znakomicie. Była niezwykle posłuszna i wierna. Lata podwładności Voux’owi nauczyły ją pokory, może nawet zbyt dużej. Skutkowało to brakiem wiary w siebie i bardzo niską samooceną. 
            - Tak, tu chodzi o przeznaczenie. – Wyrwała się nagle młodsza Solo.
             I nagle, niespodziewanie zobaczyła urywki zdarzeń…
            Może 9-letnia dziewczynka o długich, ciemnych włosach stała przed łóżkiem. W nim leżała zgrzybiała staruszka. Mała zorientowała się, że jest to scena śmierci starszej kobiety. Dziewczynka miała łzy w oczach i mówiła coś do drugiej. Wizja Laurel jednak była bezgłośna.
            Staruszka kurczowo ściskała dłoń dziewięciolatki. Mówiła coś, a w pewnym momencie zatrzymała się. Już nic więcej nie powiedziała. Przestała żyć. Dziewczynka również zastygła w ruchu. Po chwili jednak łzy spłynęły po jej policzkach. Nie był to głośny lament, rozpacz słyszalna na drugim krańcu świata. Był to cichy płacz ,zawierający milion razy więcej bólu, niż wrzask rozpaczy.
            - Więc spotykajmy się tu codziennie o 22:30. Wtedy my, jako Jedi, będziemy mogli się wymknąć. – Podsumował Anakin.
- Zgoda. – powiedziała Amidala, która dotychczas siedziała cichutko. – Ness, mam dla ciebie apartament. Zamieszkasz z Nicolasem Danem i Hanem Solo. Każdy ma swój oddzielny pokój, więc się spokojnie zmieścicie.
- Niestety pani Senator Padme nie może z nami być w „grupie”. Jest ważnym członkiem senatu. – Wtrącił Skywalker, a jego ciężarna żona spojrzała na niego z wyrzutem. Mimo to nie mogła się spierać.
            - Świetnie. – Stwierdziła po chwili ciężarna kobieta. – Więc teraz udamy się do swoich pokoi.
            To mówiąc wstała i ruszyła w kierunku pobliskiego portu LKB (Loty krótkobieżne). Nikt za nią nie poszedł, dopiero po 10 minutach Obi-Wan zebrał wszystkich Jedi i udali się do Świątyni. Zostali tylko Nicolas, Han i Ness.
            - Dobra, wraca…
- Stój! – Przerwała Dane’owi dziewczyna. Instynkt wyrobiony podczas ucieczek przed wilkami wziął górę. Czuła także te fale… mocy. Chyba tak to należało ująć.
            Szesnastolatka ostrożnie i powoli ruszyła przed siebie. Nagle laserowy pocisk przeleciał tuż koło jej ucha.
- Aaach! – Krzyknęła i padła na ziemię.
            Rozpoczął się grad pocisków. Nicolas i Han schowali się za deskami, na których wcześniej siedzieli i zaczęli odpierać atak.
            Ness natomiast skryła się za stertą worków z wapnem. Nie była przyzwyczajona do unikania przed strzałami. Głównie to ona strzelała do wilków z łuku, a zwierzęta co najwyżej biegały. Poza tym nie potrafiła się posługiwać blasterem. Celowała co prawda perfekcyjnie, ale poza tym marnie jej szło.
            Strzały nagle ucichły. Dziewczyna ostrożnie wychyliła się zza „muru”. Chciała dojrzeć, co ich zaatakowało. Zanim jednak zdążyła zrobić cokolwiek pocisk trafił ją w lewe ramię.
            Upadła. Krew rozlewała się po powierzchni ramienia i paliła ją w skórę. Czarna kurtka tylko pogarszała sytuację.
Z oddali dosłyszała krzyki Nicolasa i Hana. Musieli walczyć. Nie mogła tak tu leżeć. Wstała i pokuśtykała do upuszczonego blastera.
            W samą porę. Nad Dane’m stał jakiś dziwny robot i celował w niego bronią. Blaszak miał patykowate kończyny i mnóstwo kabli na wierzchu. Innymi słowy - droid B-1.
- Trzymaj się! – powiedziała i wymierzyła. Błyskawicznie nacisnęła spust i… trafiła. Robot padł na ziemi, a chwilę później uległ samozniszczeniu.
            Nicolas, poza kilkoma rankami i siniakami, wyszedł z tego bez szwanku.
- Dzięki – Wysapał. – Ale zmywajmy się stąd, bo zaraz przyjdzie więcej.
- Taa… - Zza rogu wyszedł Solo. Wyglądał tak samo, jak godzinę temu - Znam pewnego pilota, zabierze nas gdzie zechcemy. To niedaleko. – Rzucił niechlujnie i ruszył w stronę lotniska.

____________________________________

Wreszcie jestem! 
Od razu muszę Was przeprosić za nieobecność wczoraj, ale z pewnych przyczyn nie mogłam wstawić rozdziału. Wiem, że Ness na końcu nic nie wspomina o ranie, ale spokojnie. Jeszcze będzie. 
No, to już trzydziestka... jak ten czas leci :) 
Pocieszam, że następny rozdział jak zwykle w sobotę, więc będzie mniej czekania. Wiem, że nie jest bardzo ciekawie, ale Riordanem nie jestem i nie piszę w 100% ciekawie :P
Jeśli rozdział wydaje się za długi - nie czytajcie. Nikogo nie zmuszam, to ma być przyjemność (bo ostatnio były osoby, które nie chciały czytać. Także - nie zmuszam).
No i, to jest mój PIERWSZY rozdział pisany w Wordzie! Wiem, że nadal mam błędy, ale staram się je eliminować i poprawiać, szczególnie dialogi. 
To tyle. Rozdział dedykuję wszystkim :)

NMBZW!!!


piątek, 13 maja 2016

Rozdział 29: "Witaj ponownie"

   
Ness kurczowo ściskała worek z jabłkami. Był to jej jedyny bagaż. Siedziała w samolocie, gotowa do startu. Czuła się niesamowicie. Z jednej strony była przerażona i wściekła na siebie, za podjęcie tej decyzji. Z drugiej jednak odpychała się od tamtego świata. Świata "wolności" przeplatanej cierpieniem, bólem, tęsknotą, samotnością... Mogła zostać kimś innym niż dotychczas. 
    Zamknęła oczy. Łza spłynęła jej po policzku. Przepraszam, mamo. Przepraszam, tato. Nigdy was nie znałam, nigdy was nie znajdę... ale rozpoczynam nowe życie. Zostawię ten cień przeszłości za sobą. Ale nigdy o was nie zapomnę. - kurczowo ścisnęła swój naszyjnik w kształcie serca. S środku było zdjęcie przedstawiające ją w wieku pół roczku i rodziców. Z tego obrazka emanowała fala miłości i tęsknoty. Dziewczyna poczuła wielki ból. 
    Nigdy nie znała rodziców. Nie pamiętała swojego życia w wieku sześciu miesięcy. Kolejne łzy spływały po jej gładkich policzkach. Wreszcie wybuchnęła płaczem tak okropnym, że każdemu, kto ją widział, tez zachciałoby się płakać.

~***~

    Obi-Wan stał przed Ollą i bacznie się jej przyglądał. Właśnie oddalał się od osoby, która jako jedyna potrafiła go zrozumieć. Nie chciał tego, ale z drugiej strony martwił się o May. Po rozmowie przez mini-top był bardzo zaniepokojony. Jego pdawanka mówiła coś o pochodzeniu... ale nie wyjaśniła dokładnie i jasno, o co chodzi. Nie wspominała też o Laurel. Była inna. Zupełnie.
    - Obi? - 28-latka podeszła do mężczyzny. - Nie płacz. Nie żegnamy się na zawsze. Jeśli kiedyś jeszcze tu przyjedziesz - moje wrota stoją otworem. I zawsze będę przy tobie. Pomogę ci - to mówiąc pogłaskała go lekko po policzku.
- Ale ja jestem... zagubiony... - wymamrotał.
- Dasz radę. Leć na planetę ocalić tą rodzinę. Wrócisz do domu i będzie jak dawniej.
    Ale Kenobi czuł, że od tego momentu już nic nie będzie jak dawniej. Odkąd May zaczęła się zmieniać, odkąd znalazł Laurel, odkąd miał te wizje... odkąd pojawiły się znaki VOUX, całe życie mężczyzny się zmieniło. 
- Trzymaj się - uścisnął Ollę. Była dla niego... kimś w rodzaju siostry. Pomagała mu w jego trudnych chwilach. Trzymała go przy zdrowych zmysłach, bo od tego wszystkiego faktycznie można zwariować. 
    Haruun popatrzyła na niego tylko smutnym wzrokiem, gdy się oddalał. 

~***~

    Ahsoka siedziała w jednym z samolotów. Tu pilotował Anakin. Lecieli we troje: Tano, Skywalker i... Ness.
    Ta tajemnicza dziewczyna wydawała się togrutance taka niezwykła. Była... zamknięta. Taka zacofana, smutna. Coś musiało być na rzeczy. a co innego, jak problemy rodzinne?
    Postanowiła jednak jej nie pytać. Sama dobrze poznała, co oznaczają takie zmartwienia. To chyba jeden z najgorszych rodzajów cierpienia. Niekontrolowane emocje. Możliwe, że to ukształtowało jej charakter. Ale osoby, które doświadczyły cierpień są zazwyczaj wyjątkowe. Ból i smutek kształtuje je i tworzy ich kimś więcej, niż zwykłym człowiekiem. 
    Wreszcie do kabiny wszedł Anakin.
- Wszystko w porządku? - spytał, a Ness pokiwała lekko głową. Widać było, że płakała - To ruszamy.

    Silniki zabuczały. Statki wzbiły się w górę.Okrzyki radości rozbrzmiały w kabinach pojazdów. Tylko Ness siedziała cicho i drżała ze strachu. Była to przełomowa chwila jej dotychczasowego życia. Ale wolała o tym nie myśleć. Liczy się tu i teraz.
    - Lećmy... - mruknął Anakin i nawciskał milion kolorowych guziczków.

~***~

    Lot nie był wygodny. Pojazdy nie ukrywały swojego wieku, a poza tym było im strasznie ciasno.
    Wreszcie, po godzinach gotowania się w malutkich statkach wylądowali. Silniki zabuczały i po chwili zgasły. Transportowce aliantów gładko opadły w dół. Stanęły na zardzewiałych kółkach.
    Anakin wybiegł b zaczerpnąć świeżego powietrza, o ile takie istniało na Corusant, a Ahsoka w ślad za nim. Młody Skywalker niepokoił się o stan ciężarnej żony. a szczęście była pod kompetentną opieką Obi-Wana. Droga przebiegła im lżej, mieli więcej miejsca i - jak się potem okazało - nowszy model grata aliantów. 
    - Jak się czujesz? - spytał zbliżając się do Amidali.

- W porządku, Skywalkerze - Padme udała oficjalny ton, by nie wzbudzać podejrzeń u nadchodzących właśnie Windu i Plo-Koona.
    - Witajcie! Martwiliśmy się o was nieco... już przez długi czas wiało pustkami w naszych skromnych progach. Jedynie padawanka Obi-Wana - zwrócił się do Kenobiego, patrząc na niego z wyższością - przyleciała w porę. Przywiozła... jakąś depresyjnie nastawioną do świata siedmiolatkę i piętnastolatka...
- Potem to wszytko opowiemy, mistrzu Windu - przerwał Mace'owi Plo - Witajcie ponownie w domu! 
    W tym momencie z wnętrza starszego statku wyłoniła się głowa Ness. Dziewczyna była oczarowana otoczeniem - piękne budynki, tłumy ludzi i innych... ras. Ahsoka Tano była Teruta... Togrutanką. Skywalker świetnie czytał emocje i wyjaśnił, o co chodzi z lekku i mortalami. Mimo, że o to nie prosiła. Mimo, że nie pisnęła słówkiem. Coś musiało mu podpowiadać, jaka jest prawda... tylko co? Czy to ta bariera? Możliwe, ale mało prawdopodobne.
    - Mistrzu, chodźmy już! - ponagliła Ahsoka i gestem kazała Ness wsunąć się z powrotem do środka maszyny. Dziewczyna posłusznie się uchyliła. Najwyraźniej nie była mile widziana w progach nowego miasta...

    Po chwili Windu, Plo-Koon, Ahsoka, Anakin i Obi-Wan się oddalili. Została tylko Padme Amidala. Kobieta spojrzała z uśmiecham na nastolatkę.
- Chodź już - powiedziała radośnie - Nie ma się co obrażać. Jedi są niechętni do poznawania takich... niesamowitych osób jak ty.
    Ness miała wrażenie, że Amidala chce powiedzieć coś innego niż "niesamowitych", ale postanowiła nie kwestionować tego, co usłyszała. 
    Przyjrzała się dobrze kobiecie. Była taka... dziewczęca.
    Na jej ramionach widniała lekka, zwiewna chusta w kolorze granatowym. Ubrała suknię z jedwabiu, z wyszywaną koronką. Jej włosy były idealnie splecione w piękny warkocz opadający na przedramię. Wszystko w niej było takie piękne, dopracowane.
    Nastolatka była zupełnym przeciwieństwem Padme. Jej włosy były zawsze rozczochrane. Jej ubrania był podarte i rudne, mimo codziennego prania.
    - Czemu mi się tak przyglądasz? - zdziwiła się kobieta.
- Nie wiem... jesteś bardzo ładna - Ness zmrużyła oczy.
- W porównaniu z Tobą jestem zwyczajna - odpowiedziała. - Chyba nawet nie wiesz, jaka jesteś ładna - zaśmiała się.
- Ja...? - zdziwiona szesnastolatka spojrzała na swoje dłonie, poranione od wspinaczki na drzewa, na swoje włosy, pourywane przez ciągłe chowanie się w kujących krzakach. Nie mogła za bardzo uwierzyć w słowa Amidali, która była taka... dorosła.
- Jeszcze się przekonasz - Padme podniosła się. - A teraz chodź, pojedziemy do mojego apartamentu. Potem znajdę ci jakieś mieszkanie. Możemy pogadać, bo chyba jeszcze z nikim za bardzo nie rozmawiałaś, co? - Amidala z uśmiechem na twarzy ruszyła w kierunku lądującego nieopodal transportowca. Ness zastanowiła się chwilę po czym ruszyła za Padme Amidalą.

~***~

    Do sali obrad Jedi wkroczyła powoli May,. a za nią Laurel i jakiś chłopiec, zaskakująco podobny do Laurel. Miał ciemnobrązową czuprynę i piękne, duże oczy. Ubrany był w zwykłe, ciemne spodnie i zwiewną, białą koszulę. Na nią nałożył skórzaną kamizelkę, a przy boku widziała pochwa na blaster. Dość dziwne, chłopiec mógł mieć może siedem lat...
    Obi-Wan Kenobi, Anakin Skywalker i reszta mistrzów przyglądała się bacznie rodzinie Solo. Po poznaniu faktu, że May jest siostrą Laurel i Hana Solo, były mentor Wybrańca nabrał... litości do trzynastolatki. Nigdy nie znał swojej rodziny, nawet dobrze nie pamiętał Stejwoi. Jedynie jakieś urywki... Ale dobrze wiedział, że jego padawance nie będzie łatwo.
    Anakin też był zdziwiony. Dobrze pamiętał śmierć swojej matki, tą nagłą  pustkę. Tu było odwrotnie - ktoś nagle pojawia się w twoim życiu, jak gdyby nigdy nic.
    - May Solo, po zaakceptowaniu swojej tożsamości i zredagowaniu dokumentów została ponownie przyjęta do Zakonu Jedi; nadano jej prawa padawana mistrza Obi-Wana Kenoiego. Jej siostra, Laurel Solo, adept starszy, została przyjęta do Zakonu Jedi, nadano jej prawa młodego ucznia - wygłosił uroczyście Mace Windu - W dniu dzisiejszym dokonano tego zatwierdzenia. Pełnoprawni członkowie rady, czy popieracie tę decyzję? - zwrócił się do pozostałych mistrzów, spoglądając kąśliwie na Anakina.
- Popieramy. - rozległo się jednogłośnie.
- Zatwierdzam zatem wasz wybór. Witamy ponownie, May Solo. Witamy, Laurel Solo.
    W tę sztywną mowę wsłuchiwał się w spokoju Han. On jako jedyny nie brał udziału w uroczystościach. Dziwiło go tutejsze życie, dziwiły go te niepotrzebne reguły. Dla niego wymachiwanie wiązką świetlną nie miało najmniejszego sensu, tak jak prymitywne wierzenia w "Moc". Postanowił więc, z doświadczenia, nie narzucać im swojego myślenia.To źle działa na dorosłych.

~***~

    Ness rozejrzała się wokół. Apartament Padme był śliczny. Przeszklone okna i drewniano-metalowe wykończenia dawały niezwykły efekt. Zwisające gdzieniegdzie małe, stylowe żyrandole napełniały pomieszczenie ciepłym i przytulnym światłem. Pachniało tu różami i cynamonem. 
- Podoba ci się mój dom? - spytała zaciekawiona Amidala, wyrywając Ness z zamyślenia. 
- Tak, bardzo - odpowiedziała lekko się uśmiechając. Mimo, że całe życie nastolatka spędziła z dala od ludzi - była ekstrawertykiem (jak w Samych Quizach xD). Trochę nieufnie i nieśmiało obchodziła się z Padme, ale widziała jej... aurę. Jakby coś w środku mówiło jej, że senator nie ma złych zamiarów. Nie miała pojęcia, skąd to wie, ale była święcie o tym przekonana. 
    - Możesz tu zamieszkać na kilka dni. Potem zobaczymy, co się da zrobić. No chyba, że zamieszkasz... - zamyśliła się. - Hmm... no, nic. Idź spać. Tu masz piżamę i ręcznik. Służba zaraz przygotuje ci posłanie. Dobranoc - kobieta uśmiechnęła się i zostawiła nastolatkę samą w wielkim salonie. 

~***~

    - Pora wstawać! - nad głową Ness pojawiła się twarz Padme - Obi-Wan zwołuje spotkanie! Ubrania masz tu - wskazała ręką na stertę odzieży - Mm nadzieję, że się podobają. 
    Amidala szybko wyszła z domu, pędziła na obrady senatu. Zostawiła gotowe śniadanie dla Ness. Dziewczyna miała na sobie skórzaną kurtkę, pod którą widniała biała koszulka z napisem "The Republic". Na nogach miała czarne legginsy, a na stopach wygodne trapery w kolorze czarnym. 
Włosy splotła w warkocz opadający na jej lewe ramię. Teraz wyglądała jak jej rówieśniczki z Corusant, których nigdy nie znała. 
- Zbieraj się! - jedna ze służących Padme pogoniła zdezorientowaną Ness - Transport już czeka!
    Dziewczyna pospiesznie wybiegła z apartamentu i skierowała się w stronę Portu Lotniczego Transportu Krótkobieżnego. 

____________________________________________

    Witam ponownie!
Wprowadzam (oficjalnie) epokę ze zdjęciami!!! Będą się pojawiać na początku każdego rozdziału. W sumie z czasem będzie tu coraz lepiej ^^ postaram się przywrócić w miarę dobry "stan" bloga. Aha, no i czemu dzisiaj a nie jutro jest post? A no dlatego, że jutro nie mogę. Następny tradycyjnie w sobotę. A ten... wiem, że nudny no ale potrzebny. W następnym obiecuję więcej akcji. 

Dedyk dla: Tatusia (ODEZWIJ SIĘ...!)

NMBZW!

sobota, 7 maja 2016

Rozdział 28: "Niewidzialna bariera"

    Dziewczyna biegła ile sił w nogach. Stado morderczych bestii siedziało jej na ogonie.
    Od dziecka była przez nie prześladowana. Lata praktyki nauczyły ją sztuki przetrwania. Nauczyły ją żyć w samotności.
    Wilki się zbliżały. Szesnastolatka gnała poprzez gęstwinę wysokich na metr kłosów pszenicy. W oddali widniał sad jabłkowy.
    Zaburczało jej w brzuchu. Nic nie jadła od dwóch dni. A jako, że na Coryor wszystkie drzewa mają zazwyczaj wielkość dwustuletniej sekwoi, postanowiła się wdrapać na jedno z nich.
    Bestie przyspieszyły. Obnażyły kły po czym zawarczały. Ich czerwone oczy w blasku wschodzącego słońca  wydawały się jeszcze straszniejsze, ale dziewczyna już się przyzwyczaiła.
    Ruszyła przed siebie spinając wszystkie mięśnie do ekstremalnego biegu. Dziwne, że wilki jeszcze jej nie dopadły, przez okrągłe 16 lat. Właśnie, miała dziś urodziny. Zasłużyła na chociażby jabłko.
    Przed nią rozciągał się w nieskończoność druciany płot. Po drugiej stronie rosły jabłonie. Wystarczy przeskoczyć.
    Jednak rozmyślania sprawiły, że zwolniła, a zwierzęta postanowiły to wykorzystać i przyspieszyły.
    Nastolatka rozpaczliwie rzuciła się na płot, by przebrnąć na drugą stronę. 
    Paniczny skok nie okazał się wystarczająco wysoki. Dziewczyna zahaczyła nogą o drut, który boleśnie zdarł jej skórę z łydki. Upadła na plecy.
    Krzyknęła z bólu. Wolała nawet nie patrzeć, jak stróżki krwi spływają po jej skórze.
    Z trudem wstała. Bestie czaiły się po drugiej stronie. Jedne z nich rozpaczliwie gryzły płot. 
    "O nie" - pomyślała i szybko zaczęła się cofać. Sunęła niezgrabnie po ziemi. Jej niespokojny oddech z czasem przemienił się w jęki rozpaczy. 
    Wreszcie Wilki Coryor'skie przegryzły się przez ogrodzenie i pędem ruszyły w kierunku bezbronnej nastolatki. 
    Coraz bardziej się cofała. W końcu wpadła na jabłoń, wysoką na 40 metrów.
    "Ekstra. To teraz umrę pod jabłonią. O krok od mojego obiadu" - mamrotała pod nosem, ale zebrała się w sobie i rozpaczliwie próbowała wdrapać się na drzewo. Jednak próby były bezowocne. Jedynie sprawiły, ze ból pleców dał o sobie znać w gorszym stopniu. 
    Usiadła zrezygnowana na ziemi opierając się o korę jabłoni. Wiedziała, że nic już jej nie uratuje. No, chyba że zdarzy się cud, który już raz się jej przytrafił...
    Skupiła się i odetchnęła. Spokojnie, tylko spokojnie.
    Wyobraziła sobie niewidzialną barierę odgradzającą ją od wilków. Skupiła się bardziej. Chcę żyć! - pomyślała. Przypomniała sobie te wszystkie chwile, w których myślała o niepoznanych rodzicach. Pomyślała o naszyjniku, który był jedynym co jej po nich pozostało. O napisie, który każdego dnia rozrywał jej serce na nowo: "Kochamy Cię, zawsze. Mama i Tatuś".
    Nagle zwierzęta cofnęły się. Zaczęły skomleć. Przywódca, najwyraźniej zaskoczony, nakazał odwrót.
    "Udało mi się!" - pomyślała w duchu. Wszystkie smutki i troski - odleciały.
    Zobaczyła coś jeszcze - jej łydka goiła się w zniewalającym tempie, a ból pleców malał z sekundy na sekundę. 
    Po chwili dziewczyna była w pełni sprawna. Zerwała się na równe nogi i zaczęła się wspinać na jabłoń, ponieważ z oddali dobiegło ją warczenie wilków. Nie poddały się jeszcze.
    Właziła zwinnie jak kotka. Całe życie spędziła na plądrowaniu drzew. Wspinaczka była jej drugim imieniem. Ale co było pierwszym?
    Jej właściwe imię i nazwisko zataiła gdzieś wgłębi swojej duszy. Zazwyczaj przedstawiała się jako Ness. Łatwe, ładne i krótkie. Idealne. A poza tym nikt nie mógł się doszukać w nim prawdziwego, które w jakimś małym, malutkim procencie było powiązane z kryptonimem.
    Wdrapała się w końcu na jedną z grubych gałęzi jabłoni. Miała stąd dość dobry dostęp do owoców, więc pospiesznie zerwała jedno z jabłek.
    Rozsiadła się wygodnie i przeżuwała "obiad". Trzydzieści metrów pod nią bestie o stalowych pazurach usiłowały dostać się na poziom nastolatki. Wilki umiały się wspinać, ale nie wyżej niż na 4 metry wzwyż. Miały lęk wysokości. Zabawne.
     Przyglądała się rozciągającym się w nieskończoność polom uprawnym Coryor. Spędziła tu całe życie. Głównie na uciekaniu przed wilkami i szukaniu jedzenia. Ale mimo wszystko mogło być gorzej. 
~***~

    W domu rodziny Haruunów panował chaos. Przybysze pospiesznie pakowali swoje rzeczy. 
    Atmosfera była napięta. Wszyscy martwili się o May i Laurel. Teraz przyszedł czas, by spojrzeć prawdzie w oczy: żyją? Co im jest? Co zrobiły?
    Te pytania dręczyły Obi-Wana przez cały czas. Z jednej strony zmuszony był wyjechać, by dowiedzieć się, co się dzieje z jego padawanką i siedmiolatką w "depresji". 
    Ale z drugiej strony nie chciał zostawiać Olli. Wydawało mu się, że tylko ona go rozumie. Tylko ona potrafi dostrzec jego rozdarcie, jego problemy "wewnętrzne".
    Wreszcie, po trzech godzinach pakowania udało in się wyjść. Droga nie była daleka - cztery mile. Blisko. 

~***~

    Ness zebrała całe siedem jabłek i pochowała do kieszeni. 
    Wilkom znudziło się gonienie szesnastolatki i najwyraźniej znalazły sobie ciekawsze zajęcie, bo zniknęły za horyzontem.  
    Zeszłą sprawnie z jabłoni i pognała w kierunku swojego "domu". Była to dziura w pobliżu alianckiego lotniska. Opozycja Republiki przybyła tu dawno temu, ale z jakichś przyczyn opuścili Coryor i zapomnieli o dwóch statkach. Ale Ness była sprytna i umiała to wykorzystać.
    Pod twardym betonem znajdowała się składownia części - małe pomieszczenie we wnęce. Nastolatka znalazła to miejsce kilka lat temu, a następnie  zbudowała łóżko i nazbierała jakichś części; w ten sposób stworzyła swoje "mieszkanko".
    Wpadła do środka i walnęła się na łóżko. Leżała przez kilka minut, po czym podeszłą do swojej szafki ze skarbami.
    Schowała starannie wszystkie pozostałe siedem jabłek. Czerwone owoce były słodkie i dojrzałe, ale Ness oszczędziła je na potem, żeby nie umrzeć z głodu.
    Podeszła do rogu i sięgnęła po łuk. Teraz wydawał się bezużyteczny, po tym, jak wszystkie strzały, wraz z kołczanem, wpadły do rzeki. Przeklęte wilki.
    Pół godziny później, po kąpieli w pobliskim strumieniu, wypraniu ubrań, załataniu spodni i przebraniu się w piżamę, dziewczyna wróciła do pokoju. Położyła się i natychmiast zasnęła.

    Obudziły ją krzyki ludzi. Gwałtownie się zerwała i wyjrzała na zewnątrz.
    W pobliżu samolotów krzątało się pięcioro ludzi! A raczej czworo ludzi i... kto to mógł być? Zmutowany człowiek? 
    Przybysze najwyraźniej szykowali się do odlotu statkami aliantów Republiki. Pakowali bagaże i gotowali się do startu.  
    Ze wschodu nadbiegła dziewczyna - czekoladowooka kobieta w białej sukni. Zaczęła rozmawiać zawzięcie z nieznajomymi pięcioma osobami, po czym przytuliła wszystkich po kolei. 
    - Niedoczekanie... - mruknęła pod nosem Ness i pospiesznie się ubrała. 
    Miała na sobie spodnie khaki, luźną, białą koszulkę z krótkim rękawem i czarną bluzę z kapturem. Do tego czarne trampki. 
    Ubrania zdobyła kradnąc je pewnej nastolatce, która przyleciała tu z wycieczką i zostawiła je na skale. Doskonała forma nabywania rzeczy.
    Silniki jednego ze statków zahuczały. Pojazd niepewnie wzbił się na wysokość pół metra, ale szybko opadł z powrotem.
    "Aha... mądre. Te stare graty nigdy nie odlecą" - uspokajała się w duchu dziewczyna, ale tak na prawdę wiedziała, że statki są sprawne. Jeśli nic z tym nie zrobi, statki z dziwnymi przybyszami odlecą. A do tego nie mogła dopuścić.
    Czemu? Nie wiedziała dokładnie, ale czuła, że kiedyś jej się przydadzą te maszyny. Wezbrała się więc w sobie. Ostrożnie, jak kotka, podczołgała się do jednego ze statków. Wskoczyła za lewe skrzydło i ukryła się tak, że nikt jej nie zobaczył.
    Ale stało się coś dziwnego. W momencie, kiedy Ness schowała się za maszyną wszyscy - z wyjątkiem dwóch dziewczyn - spojrzeli w tamtym kierunku. Nawet zmutowana... dziewczyna.
    - Co... - wysoki brunet podszedł do lewego skrzydła z zaniepokojoną miną.
    W tym momencie zdenerwowanie i odruch wzięły górę. Ness zamachnęła się ręką na "napastnika", ale o dziwo on złapał jej dłoń.
- Ej! Wyłaź! - wrzasnął puszczając rękę nastolatki. Przestraszona dziewczyna odskoczyła do tyłu. Stała wyprostowana twarzą do mężczyzny.
    - Aah... - wydusiła z siebie, czerwieniąc się na twarzy.
    Był to moment, który przeżyło, a raczej było świadkiem, niewielu ludzi. Zderzenie z rzeczywistością, cywilizacją (w tym miejscu nie jest tragicznie. Polecam obejrzeć "Władcę Much", jeśli ktoś lubi horrory i prawdziwe zderzenie z cywilizacją).
- Kim jesteś? - dziewczyna w długich, ciemnych, kręconych włosach zwróciła się do szesnastolatki. Jednak ta nie była w stanie się poruszyć.
- Ja... - zaczęła Ness - nie...
- Kim jesteś? - ponowił pytanie, tym razem starszy mężczyzna z rudą brodą.
    Oddech dziewczyny przyspieszył i stał się ciężki. Ludzie, którzy "napadli" na jej dom stoją tuż przed nią i wpatrują się prosto w twarz. Jej myśli szalały. Chciała zatrzymać przybyszy przed odlotem, a nie nawiązywać z nimi kontakt. W końcu strach wziął górę. Odruchowo rzuciła się na blondyna.
    Jednak to, co się stało, zaskoczyło ją jeszcze bardziej. Chłopak sprawnie przerzucił ją sobie przez ramię, a nad jej twarzą znalazło się świecące... ostrze?
    Zamarła. Czuła ciepło bijące od tej wiązki światła. Ciche buczenie przedmiotu wprawiało ją w ciągły niepokój. Budziło w niej nadzwyczajną czujność.
- Nie próbuj mnie atakować - odezwał się. - Przegrasz.
    Dziewczyna ostrożnie podniosła dłoń, by dotknąć niebieskiej framugi świetlnej.
- Nie ruszaj! - stojący nad nią chłopak odsunął od niej anonimową rzecz, po czym... świecące ostrze zniknęło. Nagle mężczyzna zrobił coś niespotykanego: podał jej rękę.
    Nastolatka nie skorzystała z pomocy i wstała pospiesznie. Plecy ją bolały - nie dość wilków? Jeszcze trochę i zacznie ją ścigać cała Galaktyka.
- Nie potrzebuję pomocy - odezwała się niespodziewanie - Najpierw chcecie mnie zabić, więc nie...
- Nie chcemy cię zabić, sama zaatakowałaś. To była obrona - wypierał się blondyn.
- Kim w ogóle jesteście? I co wy... robicie na Coryor? - zdawało się, że mówi z pewną trudnością. Bo tak było. Rozmowy z nieznajomymi przyprawiały ją o dreszcze. Stresowała się przed każdym wypowiedzianym słowem. Było to zupełnie niepotrzebne, ale jej podświadomość najwyraźniej miała inne zdanie.
- Jestem Anakin Skywalker - przedstawił się - To są: Padme Amidala, Obi-Wan Kenobi, Ahsoka Tano. Rozbiliśmy się na tej planecie, znaleźliśmy transport i chcemy wrócić do domu.
- Ale... to nie są wasze statki - upomniała - Należą do aliantów Republiki.
- Są opuszczone od dawna - wtrąciła się nieprzedstawiona przez Skywalkera Olla - Można ich użyć, żeby wrócić do domu. Zrozum chociaż to.
    Ness biła się z myślami. Jeden, wspaniały pomysł przyszedł jej do głowy. Mogła go zrealizować i zmienić swoje życie na zawsze. Mogła stąd uciec, zostawić przeszłość w cieniu tej planety, mogła rozpocząć nowe życie, na własnych zasadach. Bez ciągłych prób przetrwania, zdobycia jedzenia, picia... mogła zostać wolna. To słowo nigdy nie przechodziło mimowolnie jej uszu. Uważała się za osobę wolną, ale czy do końca tak było? Czy wolność nie oznacza czegoś innego, niż jej się dotąd wydawało?
    - Pozwolę wam zabrać te pojazdy. Lećcie - głos jej się łamał. Słowa grzęzły w gardle jak wielka kula metalu - Ale... zabierzcie... mnie ze sobą... - jej oddech znów się uspokoił. Stanęła stanowczo twarzą do Anakina. Wyobraziła sobie barierę, która obroniła ją przed wilkami. Tylko teraz chroniła Ness od wszelkich słów, emocji, strachu. Czuła tylko spokój.
    Jedi popatrzyli po sobie ze zdziwieniem. Ewidentnie wyczuli naruszenie w Mocy.

_________________***________________ 

    No i jestem z kolejnym rozdziałem. Korekta była dokładna, najbardziej w moim życiu, więc mam nadzieję na mało błędów. Ponadto, Kiwi sprawdzała mi jakiś fragment, w którym rozsypałam sobie przecinki, gdzie mi się podobało xD Zapewne znowu nawrzucałam bezsensownych zdań i literówek. W nosie z tym. Piszę notkę w piątek, a to niespotykane, że wstawiam dziś. I znowu coś schrzaniłam, nie rozumiem sensu tych zdań.
    Aha, Ness nie pojawi się w bohaterach. Na razie jeszcze nie. Nie chcę dawać spoilerów, hihi ^^ Ale dowiemy się w odpowiednim czasie. 
    Spokojnie, niedługo zakończę te wątki pozaczynane w przeciągu tych 2 miesięcy. Nie wiem...
    Emily, moja sis <3 wreszcie wstawiła coś na bloga!!! Radość, i to dzięki mnie *autografy i zdjęcia potem xD* A no i mamy nową playlistę :D Dziękuję Sue, która się do tego mocno przyczyniła (^.^) 
    Dziękuję wszystkim rozmówczyniom na Hangoutach, bo tak miło tam ^^.

To pora na dedykacje. Będą dla:

Florence - z nadzieją, że dobrze jej poszło na wieczorku z wierszykami.
Sue - za playlistę i w ogóle :*

PS: Ostatnim razem skasowała mi się z niewiadomych powodów notka. Wobec tego powiem, kto tam miał dedykację, a o niej nie wiedział: SONIA i KIWI
NMBZW!!!