–
Jasne. Już lecę.
Dokładnie
taka była reakcja Ness, gdy tylko May i Nicolas poprosili ją o pomoc. W
pierwszym momencie nie mogli jej uwierzyć, ale ona tak po prostu się zgodziła.
–A
może powinnaś to przemyśleć, nie wiem… – zaczął Dane.
–
Nico, wiem co robię. Obi-Wan i Anakin pomogli mi, teraz pora na zadośćuczynienie.
Muszę im pomóc, tak jak oni pomogli mi prawie trzy miesiące temu. – Spojrzała
im w oczy. Widzieli, że Anastazja jest odważna. Nie da się zwieść pokusie i
wypełni to, co jest jej przeznaczone.
–
W takim razie… Ja polecę z tobą. – odezwał się w końcu Nicolas.
Jego
wyraz twarzy nie sugerował, że nie przyjmuje odmowy. W życiu nie puściłby sam
swojej przyjaciółki, tym bardziej, że była to tak ryzykowna wyprawa. Poza tym…
martwił się o nią. Chcąc nie chcąc musiał to przyznać. Chyba trochę się
zarumienił, bo May spojrzała na niego ze zdziwioną miną.
–
Czy ty… – urwała, przedłużając najgorsze obawy Dane’a – Czy ty piszesz się na
śmierć? Nie wiesz, co tam cię czeka. Możesz nie wrócić!
–
Tym bardziej nie piszczę Ness samej! Koniec tematu. – Zarządził.
–
Czemu uważasz, że sobie nie poradzę? Doskonale umiem latać samolotami, poza
tym… wiecie, jestem Lady Black. – odparła, spoglądając na swojego przyjaciela.
Jego czarne oczy zdradzały troskę, która była nawet słodka. – Albo w sumie…
czemu nie. Chodźmy zatem! Wyruszamy wieczorem. Radzę się spakować, Nico, bo nie
wiem, jak to będzie z długością wyprawy. – Puściła do niego oczko, po czym
ruszyła do winy, gdyż znajdowali się w Świątyni Jedi.
–
Powodzenia życzę. – Uśmiechnęła się May, po czym odbiegła na trening.
Podróż
zapowiadała się całkiem nieźle. Lecieli od piętnastu minut, pędząc przed siebie
z prędkością nadświetlną. Nicolas bawił się jakimiś śrubkami, a Ness wpatrywała
się w przestrzeń, jaką mijali. Nie było to zbyt interesujące zajęcie, ale nie
było nic innego do roboty. Albo może było…
–
Wiesz, może to trochę głupie pytanie, ale... Co byś zrobił, gdyby twój brat cię
odnalazł i mówił straszne rzeczy? – spytała w końcu.
–
Hm? – Chłopak oderwał wzrok swojego wynalazku. – Nie wiem… Moja rodzina nigdy
się mną nie interesowała za bardzo… Ale gdy miałem pięć lat zginęli w wypadku.
– Wzruszył ramionami, jakby to nie miało dla niego najmniejszego znaczenia. Wyglądał,
jakby to nie miało dla niego żadnego znaczenia. Jkaby była to nudna regułka,
którą powtarzał od urodzenia. Ness nie odezwała się, tylko z zaciekawieniem
wpatrywała się w czarne oczy przyjaciela. Czego nie chciał jej powiedzieć?
Dobre pytanie. Ale byli sobie tak bliscy jak rodzina. Powinien jej zaufać, mimo
wszystko.
–
Ty masz coś wspólnego z tym wypadkiem, tak? – Podeszła do Nicolasa, kładąc
prawą rękę na jego ramieniu. Jego oczy błyszczały z podniecenia, albo ze
strachu.
–
Nessie, ja nie chciałem… Nie chcę cię w to wciągać. Jestem złym człowiekiem. Od
dziecka nim byłem. Ale kiedy poznałem was… Postanowiłem zacząć od nowa. Ale
przeszłość pozostaje przeszłością. Nic tego nie zmieni ani nie naprawi. – Po
policzku spłynęły mu łzy. Spowiadanie się przyjaciółce w pewnym sensie mu pomogło
zrzucić ciężki kamień z serca. Ale nie całkiem.
–
Nico… Ty ich zabiłeś? – Podniosła wzrok.
–
Miałem pięć lat… Traktowali mnie gorzej niż psa. Zawsze ostatni i najgorszy. –
Głos mu się załamał, a ciche mówienie przerodziło się w głośny płacz. – Nic nie
zmieni tego, że zabiłem własną rodzinę w wieku pięciu lat. Jestem potworem. Tak
cholernie tego żałuję…
Szesnastolatka
przyglądała mu się w osłupieniu. Właśnie jej najbliższy przyjaciel powiedział,
że zabił zwoją rodzinę. Spodziewała się, że powie „Uciekłam od nich.” Że powie,
iż zrobił coś złego. Ale nie to… Jak można zabić własną rodzinę?! To potworne.
Anastazja
otworzyła usta, ale nic nie powiedziała. Zamiast tego wyszła ze łzami w oczach.
Nie mogła uwierzyć. To nie był jej Nico. Czy stał się teraz potworem, czy
zawsze nim był? A może powinna spojrzeć na to w zupełnie inny sposób? Może on
miał tak zrytą psychikę, że nie wytrzymał? A może był szantażowany? Albo
rodzice faktycznie głodzili go, sponiewierali i bili?
Nie
powinna tak postępować. Nie powinna go teraz zostawiać. Każdy ma drugą szansę,
a jak nie drugą to trzecią. Danem musi się ktoś zająć. A Ness była tym kimś.
Ona sama najlepiej znała Nica. Chłopak miał wielkie serce, niesamowite poczucie
humoru i wiele tajemnic do odkrycia. Był też niesamowicie utalentowany. Nie
postępował zgodnie z przepisami, ale ona także nie.
Ale
czy teraz powinna do niego wrócić? Co ma powiedzieć… „Pomyślałam o tym, co mi
powiedziałeś… I teraz widzę, że nie jesteś zły.”. Brzmi źle.
Siostro, oni są źli. Każdy, kto trzyma się
Republiki to drań. Nie wiesz, co zrobiono z naszym domem. Pomścij nas, dołącz
do mnie.
Czy
to tylko się jej zdawało, czy naprawdę usłyszała głos swojego „brata”?
~***~
Olla
leżała niespokojnie na łóżku. Słyszała oddech Obi-Wana, który spał w łóżku na
drugim końcu pokoju. Dlaczego spali w tym samym pokoju? W domu zabrakło
miejsca. Co prawda Anakin nie wrócił na noc, ale i tak dom był pełny. Dom
bowiem zmniejszył się od ostatniej wizyty Jedi, gdyż w jedną z części budynku
trafił piorun i jeden pokój spłonął… Ale teraz jej bohaterowie wrócili. Mogła
znów spełnić swoje marzenie, gdyby tylko mogła poprosić Kenobiego… Ale nie. To
odpada. Haruunowie od pokoleń byli bardzo do siebie przywiązani.
Każde
dłuższe westchnienie Obi-Wana było dla dziewczyny kolejną porcją uśmiechu. Było
to takie słodkie… A zarazem śmieszne. Okazuje się, że mistrzowie Jedi również
mają problemy z chrapaniem. W końcu… kim byli Rycerze Pokoju? Czy nie byli
zwykłymi ludźmi, którzy jedynie umieli trochę więcej niż przeciętny człowiek?
Dobre pytanie. Czy Jedi mają słabości? Zawsze się nad tym zastanawiała. Dzisiaj
wieczór dowiedziała się, że owszem, mają.
–
Twoje myśli cię zdradzają, Ollu – Odezwał się starszy, na co Haruun podskoczyła
na łóżku.
–Och,
ale ja nie wiedziałam… Znaczy… Średnio mogę… spać – wydusiła. Co ma zrobić, gdy
niezwykły przybysz jest tak blisko, a jednocześnie tak daleko niej?
Mężczyzna
dokładnie wiedział, o czym myśli Olla. Nie… nie, nie. Tylko nie to. Nie
potrzeba mu kłopotów. Już i tak ma ich zbyt dużo. Na jego twarzy zagościł
gorzki grymas. Nie powinien dawać jej nawet nadziei… Ale czy dawał? A może było
to poprzednim razem, kiedy się widzieli? Ale on jest Jedi, ona drobną
dziewczyną z Coryor, planety położonej na zewnętrznych rubieżach, oddalonej od
stolicy o nieskończoności lat świetlnych, w dodatku on był Jedi. Nie ma
przywiązywania się. A poza tym… Ona była dla niego jak młodsza siostra. Pomoże
doradzi, pocieszy.
–
Twoja mina cię zdradza, Obi. – odezwała się w końcu.
–
Powinienem się położyć. Jutro wyruszamy, znalazłem powód usterki w statku, a
części mamy. Dobranoc – Położył się z powrotem, naciągając kołdrę na głowę. Nie ma emocji, jest spokój. Moc
wypełniła go od środka, odcinając od niepożądanych myśli. Jest Mistrzem, nie
może i nie powinien dawać takiego przykładu. Pytania w jego głowie nadal
szeptały: Co z Anakinem? Zostawisz Ollę ze złamanym sercem? Co stało się
Ahsoce?
________________________________________
No cześć ;D
Nie będę się długo nad tym rozwodzić i męczyć notki. Jest tu ktoś jeszcze? Bo chęci na bloga odzyskane ;) Tylko pytanie, czy jest dla kogo pisać...
Dedykuję rodział Emily, która wpada zawsze (jako jedyna) ostatnio.
Jestem i wrócę jutro! :)
OdpowiedzUsuńRozdział supcio, dzięki za dedyk.
OdpowiedzUsuńOlla, co ty tam myślisz??? hmm??? Ej, a Obi wtedy wie, o co ona go chciała poprosić, nie?
A Olla zostanie filozofem. Wpadła na to, że Jedi to zwykli ludzie. Bo niektórzy o tym zaczynają zapominać. Więc dobrze.
Nicolas zabił swoich rodziców??? Nieładnie tak.
Ludzie mam dość. Jutro mam cztery kartkówki i jeszcze dwie zapowiedziane i wypracowanie na przyszły tydzień. Ta szkoła mnie wykończy. Chociaż dobrze, że nam nauczyciele zapowiadają. Ale kompletnie nie mam weny.
Dobra, nie ma co narzekać.
Czekam na next.
NMBZT!!!