Młoda
Togrutanka podniosła wzrok.
Pośród
ciemności ujrzała sylwetki. Trzej wysocy mężczyźni i jedna, średniego wzrostu
kobieta. Rozmawiali ze sobą, zachowując się, jakby przed czymś się kryli. Nie…
niemożliwe. Czy to mogli być oni?
–
Tak, dobrze myślisz. Ale jeśli chcesz, aby twoi przyjaciele dostali się w naszą
pułapkę tu i teraz to proszę, krzycz. Mi to bez różnicy. – Uśmiechnął się Voux,
przechylając głowę na bok.
Ahsoka
wytrzeszczyła. Anakin, obi-Wan, Nicolas i Ness wpadli prosto w pułapkę tych
dwóch. Scar, idący obok, wydał droidom rozkaz, aby te zaatakowały przybyszy.
Tano chciała wyrwać się i ruszyć na pomoc, chociażby ostrzec. Ale nie miała
siły. Była zbyt słaba. Szepnęła jedynie „nie”. Ale co to dało? Każdy
przedszkolak wiedział, że nic.
–
Widzisz, mówiłem, że podziała. Zadowolony teraz? – złożył ręce ten niższy
(Scar).
–
Tak. Ale co ja mam tu do „zadowolenia”? Są, to są. Nasze droidy już działają.
Wątpię, że zadadzą naszym nowym kolegom jakieś potężne obrażenia, ale obudzą w
nich czujność i niepewność.
–
Nie znacie Anakina. Każdy, taki jak wy, w końcu prze… – zakaszlała, nie mogąc
dalej mówić.
–
Oj, biedna padawanka. Może masz ochotę na pożywną kaszkę? – Na wspomnienie o
jedzeniu dziewczynie zakręciło się w głowie. Upadła. Nie widziała nic, jedynie
czuła obecność Mocy.
Pomóż, mistrzu. Wiem, że d… wierzę w
ciebie…
~***~
Wybraniec
poczuł silne wezwanie Mocy. Ahsoka… Jego mały Smarkuś potrzebuje pomocy. CO jej
jest? Ledwo wyczuwał wibracje jej życia. Co się działo?
–
Anakinie, wszystko w porządku? – Obi-Wan położył mu dłoń na ramieniu.
–
Tak, mistrzu. Po prostu… Wyczuwam coś. Moja padawanka jest…
–
Rozumiemy cię, i ci pomożemy. – Włączyła się do rozmowy Ness. – Ale teraz nie
mamy na to czasu. Działaj. Nie myśl. Myślami jej nie ocalisz.
–
Hej, co to było? – przerwał Nicolas.
Wsłuchali
się w ciszę. Na pozór nic się nie działo, ale w oddali zaczęło coś skrzypieć.
Coś stukało… jakby… metal? A może coś podobnego… Nie.
–
Cokolwiek to jest, na pewno nam nie pomoże. Musimy się schować. – zaproponowała
dziewczyna, a reszta zgodnie kiwnęła głowami. Teraz byli już niemal pewni, że
nadchodziły maszyny. Może to droidy? Kto wie, a może nawet separatyści? Powinni
przewidzieć, że tak to się skończy.
–
Teraz nie mamy wyjścia, musimy iść dalej. Wkroczyliśmy na drogę bez odwrotu. No
i nie zostawię Ahsoki. – oznajmił stanowczo Anakin. – Ale macie rację, że teraz
nie jesteśmy w stanie walczyć. To mogłoby zepsuć cały plan...
–
Możemy skoczyć do tych składowisk śmieci. – zaproponował Nicolas, łamiąc kod wejścia
do wysypiska. – To chyba najlepsza opcja.
Kenobi
spojrzał z odrazą na śmierdzący zsyp. Nie pomyślał, że będą musieli się ratować
w tak odrażający sposób. Ale jeśli nie było wyjścia, to nie było wyjścia. Po chwili wszyscy czworo skoczyli w – jak się potem
okazało – głęboką dziurę.
– Szlag by to trafił. –
Pokiwał głową najmłodszy, otrzepując się z jakieś okropnie śmierdzącej, czarnej papki. Wolał nie wiedzieć, w czym wylądowali, ale po chwili okazało się samo za siebie. – To odpady żywnościowe. – dodał – Wychodząc…
–Zamknij się! – zatkała mu buzię Ness,
wsłuchując się w rozmowy z korytarza.
–
…Zabrać cię z powrotem. Poczekasz tylko, aż powoli będziemy torturować twoich
towarzyszy, a ty będziesz się temu z uwagą przyglądać. A następnie zginiesz,
tak, jak tego chciałaś. – Odezwał się mężczyzna. Jego głos był twardy i
niedźwięczny, ale nie wzbudzał grozy czy nie powiewało od niego zimnem. Dało
się rozpoznać coś jeszcze… jęki. Tym razem Wybraniec był pewny, że to Ahsoka.
Jego mała padawanka musiała być tu więziona.
–
To ona, Alex! Musimy się wydostać i odbić Smarkusia! Nie, Obi-Wanie, nie możemy
czekać – spojrzał wymownie na swojego dawnego mentora – To nie misja odbicia
urzędnika. Tu chodzi o…
–
Dobrze wiem, jaka jest stawka. Ale musimy mieć przynajmniej zarys planu! –
Przerwał mu starszy. Widać po nim było, że również jest roztrzęsiony po
usłyszeniu głosu swojej niedoszłej uczennicy. Mimo wszystko byli przyjaciółmi.
–
Ja pójdę, chłopaki. Trzymaj komunikator – Anastazja rzuciła Dane’owi sprzęt – W
razie problemów skontaktujemy się. Mamy wzajemną lokalizację. Ale gdyby działo
się coś podejrzanego, od razu zniszczcie to urządzenie.
Skywalker
już wyrwał się do protestowania, ale szesnastolatka odparła:
–
Dam radę sama. Uwierzcie mi, podołam zadaniu. Jestem od was mniejsza i
zwinniejsza, umiem się posługiwać mocą i na pewno coś wymyślę. Jak na razie
trzeba się zająć rannym Obi-Wanem. – spojrzała wymownie na zaskoczonego trzydziestolatka.
Pewnie liczył, że nikt się nie zorientuje, ale krew przesiąkła mu prawy rękaw
szaty Jedi. W dodatku Anakin zgubił gdzieś tu miecz świetlny.
–
Ness, zrozum, ufamy ci, ale jeśli coś ci się stanie…
–
Nie martw się o mnie. – Przerwała Nicolasowi, po czym zrobiła coś zupełnie
niespodziewanego. Pocałowała go w policzek. – Do zobaczenia.
Dwie
sekundy później była już na górze.
~***~
Han
siedział na wysokim budynku bez zabezpieczeń. Machał nogami, uderzając o
szklaną ścianę wieżowca.
–
Jak myślisz, kiedy wrócą? – spytała go po chwili Laurel. Chłopiec wzruszył
ramionami, powracając do skubania swojej
wełnianej koszulki.
–
W ogóle to dzisiaj ćwiczyłam z padawanem mistrza Plo-Koona, wiesz?
Mały
Solo odlatywał myślami gdzieś daleko, powoli zanurzając się w tonach litrów
swojej wyobraźni. Nawet nie usłyszał pytań siostry. O czym myślał? Właściwie to
nawet sam dobrze nie mógł tego ująć. Przez głowę przelatywały tysiące wątków
życia. Owszem, jednym z nich była May, drugi Nicolas i Ness. Zastanawiał się,
dlaczego to on akurat jest tym gorszym. Natrafił gdzieś głęboko w pamięci na
wspomnienie starego przemytnika gruszek, Greela. To dzięki niemu – wtedy
czteroletni – maluch nie umarł z głodu. Pamiętał dzień, w którym jego opiekuna
schwytano. Powiedział tylko: „Pamiętaj. Teraz idź i sam sobie poradź. Póki co…
nic uczciwie nie zarobisz. Tak, wiem, że nie powinienem tak mówić. Ale
pamiętaj. Kiedy dorośniesz musisz z tym skończyć. Zrób wszystko, abyś mógł żyć
w wolnej galaktyce”. Następnie, na jego oczach, staruszka zastrzelono. Miał
wtedy pięć lat. Ale cóż mógł zrobić pięciolatek sam na Coruscant?! Niewiele. I
tak również stało się z Solo. Udał się do jadłodajni na dolnych poziomach
planety. Otrzymał niewystarczalne środki, które zaspokoiłyby jego głód może na
trzy dni. Okazało się, że spotka w barze jednego ze słynnych łowców nagród.
Postępowanie wbrew zasadom było konieczne. A że Han był sprytny, ukradł całą
skrzynkę kredytek. Kupił za to w miarę stosowne ubrania, jedzenie i co
najważniejsze – broń. Niestety nie cieszył się bogactwem długo. Łowcy Nagród są
niesamowicie bezwzględni i sprytni, także zawsze niemal dochodzą do sedna
sprawy. Pozostawiając łup na jednym z wielkich śmietnisk stolicy mały,
pięcioletni Solo uciekł, aby za marne pieniądze pracować u niskiego rangą
mechanika.
–
Braciszku, co się stało? – Laurel pomachała mu ręką przed nosem, mrużąc oczy.
Czyżby ją ignorował? A może był obrażony?
–
Nic, mała. Trochę trudne te nasze życie. Po prostu. – Kichnął, na co blondynka
się zaśmiała.
–
Chodź, wracaj do domu. Robi się zimno, a my siedzimy nielegalnie na Graduation
Center. – Odgarnęła włosy z oczu. Solo pomyślał, że jest bardzo ładna. Jego
siostra miała wielkie, ciemne oczy, które błyszczały w blasku księżyca. Bardzo
ją kochał i troszczył się o małą. May radziła sobie sama doskonale, ale młodsza
potrzebowała wsparcia.
–
Możemy iść – Wysilił się na krzywy uśmiech.
~***~
Padme
Amidala leżała w łóżku, delikatnie masując swój brzuch. W środku wesoło
grasowała mała, ale silne istotka. Co prawda do porodu było jeszcze dość
daleko, bo aż pięć miesięcy, ale młoda senator już czuła swoje potomstwo. Śnił
jej się ogród kwiatów, w którym siedziała, trzymając za rękę Anakina, a za
drugą – dziecko. Było słoneczne, zielone popołudnie, pełne radości i spokoju.
Rodzinna atmosfera górowała nad wszystkim.
Jednak
coś ją niepokoiło. Oczywiście, wiedziała o wyprawie swojego męża na nieznaną
planetę, aby odszukać Ahsokę, ale to było inne… Może to z przemęczenia? Albo
wariowała od tych nerwów?
Postanowiła
na razie o tym nie myśleć. Odwróciła się na drugi bok, po czym upiła łyk
leczniczego nektaru.
–
Annie, wracaj szybko, bo bez ciebie zwariuję.
~***~
Anastazja
biegła korytarzem wentylacyjnym. Jedynym kompasem była dla niej Moc. Czuła
Ahsokę. Ale nie tylko nią, rzecz jasna. Wokół kręciło się pełno przedstawicieli
ciemnej strony. Czułą szczególnie silne dwie osoby. Wiedziała kim byli. Voux i
Scar. Współpracownicy, którzy razem stali po jednaj stronie, ale coś między
sobą knuli. W dodatku jeden z nich podawał się za jej brata. Nie chciała mieć
nic wspólnego z takimi okropnymi ludźmi.
Mimowolnie
nasunął jej się Nicolas. Jego opowieść o zamordowanych rodzicach nadal
poruszała tym gorszym sychiki dziewczyny, odsuwając ją od przyjaciela. Ale ona
jest silna. Nie pozwoli, by jakieś bezsensowne ideologie trawiły jej umysł. O,
jakby nie patrzeć, wolną wolę miała.
Prześliznęła
się właśnie przez wąski fragment szybu wentylacyjnego, a następnie przylgnęła
do ściany i nasłuchiwała. Był to jednak tylko wiatr. Mimo to jej czujność
pozostała nienaruszona i nadal utrzymywała wysokie napięcie. Każdy krok był – z
pomocą Mocy – stawiany jak najciszej. Wiedziała, że już niedaleko. Że gdzieś tu
znajduje się Tano. Młoda togrutanka, której świat nie widział od dwóch
miesięcy.
Jeszcze
kilka metrów… tak. Była prawie na miejscu. Wczuwając się w Moc mogła wyczuć, że
za ścianą znajduje się istota żyjąca. Słyszała ciężki oddech.
Ahsoka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I tym oto dramatycznym końcem rozdziału was przywitam :D
NIe wiem, co mi odwaliło, ale dostałam wczoraj wenę i pisałam dużo, dużo. Przyznam, że jest to jeden z najdłuższych rozdziałów i ogólnie nawet mi się podoba. Małe opóźnienie ze wstawieniem (taaa, małe, tylko pięć dni :P), ale to przymkniemy oko :). Mam nadzieję, że Wam się podoba i w ogóle.
Dedyk dla mojej siostry Emily i wiesz kogo (tapety robiłam, podpowiem ^^).
Miałaś rację. Zabiję cię za to zakończenie. Szykuj się na śmierć!
OdpowiedzUsuńPo za tym rozdział supcio, dzięki za dedyk i owszem, wiem kogo.
Czekam co będzie dalej i idę cię zabić.
NMBZT!!!